WKS WAWEL - strona nieoficjalna

Strona klubowa

Ostatnie spotkanie

Nie wprowadzono danych o ostatnich meczach.

Seniorzy na fejsie !

 
 

 

Tabela ligowa

Krakow II

Statystyki drużyny

Statystyki

Brak użytkowników
zalogowanych i 2 gości

dzisiaj: 23, wczoraj: 28
ogółem: 1 066 349

statystyki szczegółowe

Buttony

Aktualności


Mój Wawel. Mój sezon.

  • autor: szewanton, 2015-06-19 22:47

Miał być felieton a będzie esej. Tak zauważyłem już pisząc wstęp. Dotarło do mnie później, że nie jesteście w stanie przeczytać tego wszystkiego na raz - zbyt dużo treści. Prezentuję więc AKT I tego czegoś czego nie wiem nawet jak do końca nazwać. Spodziewam się, że będzie ich 3 do 5. Będzie o kulisach spraw, które znacie o pracownikach klubu, trenerach i kolegach z drużyny, o ich zdradach względem mojej osoby, o kłamstwach i chamstwie jakie mnie spotkało w czasie tych 12 miesięcy. Bez zbędnego przedłużania zapraszam do lektury.

Marcin Mączyński

Faktycznie od dłuższego czasu miałem ochotę napisać kilka słów. Wyrzucić z siebie emocje, które tłumiłem przez wiele miesięcy a które tłumione były przeze mnie z wielu różnych względów. Początkowo zobowiązałem się do tego przed najwyższymi władzami MZPN, które dogadały z Prezesem Ludwigiem sprawę zgłoszenia drużyny seniorów do rozgrywek. Później pióro wstrzymywałem z powodu planowanych przez nas wyborów w sekcji aż do zaprzysiężenia nowych władz, w których się nie znalazłem - ale o tym później - którym dałem szansę na wykazanie się. Nie chciałem robić zamieszania wokół swojej osoby. Prezes Ludwig strasząc mnie przed tą rundą powiedział mi, że ma na mnie spory wachlarz co oczywiście jest brednią. Musiał on zdawać sobie sprawę jednak z tego i jego współpracownicy również, że ja mam jeszcze większy. Może miałem. Fakty są takie, że byłem w stanie chociażby unieważnić wybory w sekcji i nie byłoby to trudne zadanie. Chciałem jednak spokoju i ten spokój był też potrzebny drużynie. Chciałem tylko móc znowu zająć się tym co mi sprawia największą frajdę czyli graniem w piłkę.

Podsumuje w tym felietonie mój sezon. Jak część z Was wie nie należał on do najlepszych i nie myślę tutaj tylko o sportowym aspekcie. Był on ciężki również z powodów politycznych. Gdy dostałem w lecie pismo o tym, że zostałem usunięty z Klubu za działanie na jego szkodę (sic!) to opublikowałem je na facebooku pisząc przy tym, że to moja nagrodą za walkę o Wawel. Zauważyłem przy tym, że wszystko jednak ma swoją cenę ale to, że WKS uczestniczy jednak w rozgrywkach sprawia, że czuję iż było warto. 

Nim zabrałem się za pisanie tego felietonu zastanawiałem się czy nie powinienem był do wszystkich, których wymienię - prawdopodobnie z imienia i nazwiska - zadzwonić i uprzedzić o tym co się wydarzy. Być może przedyskutować. W zasadzie gdy ciągle piszę jeszcze wstęp to zastanawiam się czy to będzie w ogóle felieton, który de facto ma zwięzłą i raczej krótką formę. No nic.. będzie więc chyba esej. Swoją drogą kilka dni temu rozmawiałem o tym z Marleną (fot. Khaleesi) i gdy dla żartu wypaliła bym wydał książkę to zrobiłem poważną minę. Czemu nie? W zasadzie tematów przez te lata w Wawelu starczyłoby bez problemu. Jeszcze nie spotkałem się z biografią anonimowego piłkarza. Pytanie czy chciałby to ktoś czytać skoro nawet nie mam pewności czy ciągle jeszcze jesteście ze mną w tym momencie tekstu. To ciągle wszak wstęp. Ale wracając do tych telefonów to zastanawiałem się czy bardziej.. nie wiem.. honorowo? Bardziej po męsku? Nie byłoby zadzwonić do Was i to powiedzieć. Zastanawiałem się ale doszedłem do wniosku, że jednak potrzebuję się uzewnętrznić z tym wszystkim. Pomyślałem o tych biografiach, dajmy na to Szamotulskim, który na bank nie dzwonił do Wójcika powiedzieć mu o tym, że napisze w książce o tym jak zniknął na kilka dni przez problemy z wódką i wpadł do szatni 30 minut przed meczem mówiąc "i tak kurwa zagramy".

Jeszcze na koniec tym tytułem wstępu. Bo wielu z Was zapewne sobie myśli poco ja to robię. To nie jest codzienna sytuacja, że na koniec sezonu jedne z piłkarzy klubu piszę co przeżywał w trakcie trwania sezonu. Jeżeli klub ma stronę internetową to poproszą kapitana o dwa słowa komentarza. "To był udany sezon wygraliśmy dużo spotkań i strzeliliśmy dużo bramek. Ja najwięcej ale nieważne kto strzela ważne, że wygrywamy". Słyszeliśmy to milion razy albo "to nie był dla nas udany sezon ale zrobimy wszystko co w naszej mocy by przyszły by lepszy". Rzyg Rzyg Rzyg. Generalnie czuję, że tu chodzi o coś więcej. Mówimy wszak o Wawelu, wielkim klubie czy się to komuś podoba czy nie. Z całym szacunkiem do rywali ale nie mówimy o Bibiczance czy nawet nie wiem.. Gościbii Sułkowice. Rozmawiałem w piątek z Kamilem Janusem (godzinę czasu ! dobrze, że mam już nową taryfę i te rozmowy są darmowe w tym momencie) i słusznie zauważył, że studenciaki najwyraźniej tego nie czają. Przyjeżdża na studia pokopie chwile bo ma blisko z akademika i kij tam. Jeszcze do tych rozmów darmowych. Szkoda, że takie nie były w poprzednie wakacje gdy w sprawie Wawelu dzwoniłem dzień i noc. Wracając do studenciaków. Ma wycieczkę z dupami w weekend a jest ładna pogoda to nie przyjdzie na mecz bo na cholerę, w imię czego? Jemu się wydaję, że Wawel to taki sam klubik jak w wiosce na Podkarpaciu i to z całym szacunkiem raz jeszcze dla tych małych klubików gdzie często wszystko jest 100 razy lepiej zorganizowane niż w moim Wawelu. Tak było chociażby w ostatni weekend jak mniemam gdy Wawel w meczu o życie miał 1 rezerwowego. Pozatym wydaje mi się, że trzymałem do czasu to towarzystwo w jakiś ryzach, ale o tym też jeszcze później. Na myśl pewnie kilku z Was przychodzą smsy Marka Gilarskiego, które wysyłał do nas wszystkich będąc kapitanem. Pisał je pewnie zazwyczaj po pijaku a część z Was również po pijaku je odczytując miała nieraz spory ubaw. Chociaż raz musiał być trzeźwy jak dzień przed meczem informował, żeby nie pić bo jutro ważny mecz. Pewnie. Sam się śmiałem nie raz ale te smsy miały również swoją sporą wagę. Zauważcie jak długo jechaliśmy na ambicji, zmotywowani tym, że to WAWEL i nie możemy mu pozwolić upaść na dno. Nie mieliśmy nic więcej niż tą świadomość. Za trenera Wrony dochodził jeszcze fakt, że po porażkach znikał na kilka dni w niewyjaśnionych okolicznościach. W przerwie przegrywanego meczu padały czasem słowa: Panowie musimy wyciągnąć bo znowu Wrona zniknie - i często wyciągaliśmy.

AKT I

Przechodząc już jednak do meritum czyli podsumowania mojego sezonu - bo nie był to zwykły sezon. Przecież to nie były ani letnie przygotowania, ani sparingi, ani sportowa, uczciwa rywalizacja o miejsce w pierwszym składzie, ani emocjonująca rozgrywka ligowa, ani strzelane bramki.. Mój sezon w znaczącym stopniu zdominowała polityka. Od początku.

 

Lato. Poprzednie wakacje. Sprawę znacie już chyba doskonale, ostatnio w telegraficznym skrócie jeszcze raz do niej wróciłem gdy główną winą za spadek z ligi obarczałem Prezesa Ludwiga i jego popleczników. W zasadzie to trafniej byłoby o tych ludziach napisać per "klakierzy". Ale pewnie znajdzie się kilka kulisów o których nigdy publicznie nie wspominałem. Zamieszanie zaczęło się wtedy gdy odmówiliśmy płacenia składek a ja na spotkaniu z władzami klubu miałem do powiedzenia najwięcej. Zresztą byłem przygotowany bo prześledziłem chociażby sprawozdania finansowe. Prezes Sobczyk wypalił mi o pieniądzach a ja mu wskazuje, że w tym i tym roku było przecież 300 tys zysku. Na to on, że amortyzacja. Tyle tylko, że Wawel niczego nie kupował. Nie przegadasz gości. W każdym bądź razie jak wiecie nie zgodziliśmy się na płacenie składek. Jakoś to wszystko przeszło no i postawiliśmy w lecie swój zarząd. Wybrany przez członków sekcji zgodnie z jego wolą. W jego skład wchodziłem ja czy chociażby Michał Peterman, który zgodził się nam pomóc w początkowej fazie rozwoju niedoświadczonych, młodych działaczy. Był też Karol Darłak. Pewnie przez wzgląd na te 3 osoby Prezes Ludwig nie był w stanie się pogodzić z takim składem i się zaczęło. Uznał wybory za nieważne. ON UZNAŁ wybory za nieważne, chociaż nie ma takich kompetencji. Oddał sprawę do komisji rewizyjnej. Tyle. Nie wiem czemu o tym piszę. To już wszak znacie. Później było gorzej bo nie zgłosił drużyny, bo zaczęły się problemy, oddawanie zawodników, totalna rozsprzedaż. Poszedłem pewnego dnia do Prezesa i mówie mu: Prezesie niech Pan nie sprzedaje żadnego zawodnika! Niech Pan nie oddaje nikogo z młodzieży bo nie będzie kim grać ! Juniorów starszych już nie, zaraz nie będzie młodszych i dalej.

 

Tak, ja przewidziałem sytuacje. Miałem informacje z pierwszej ręki, że wszyscy chcą uciekać od rządów jegomości. On mi na to podniesionym głosem żebym nie kłamał. On nikogo nie puszcza i nikogo nie puści. Ja: Prezesie kochany przecież ludzie odchodzą. Prezes: NAZWISKA ! Odpuściłem sobie dalszą dyskusję. Tak sobie pomyślałem, skoro on taki pewny to może rodzice dzieci mnie kłamią? Może sami zawodnicy też mnie robią w balona? Może Michał Peterman też jest przeciwko mnie i poświadcza nieprawdę. Ok Prezesie. Zaalarmowałem problem ale go nie ma więc w zasadzie jestem szczęśliwy bo o to mi chodziło. Wiemy, że kilka tygodni później 5 chyba roczników w dół od seniora w zasadzie przestało istnieć. Oczywiście potem winą zostałem obarczony ... JA :-D. Tak. Okazało się, że dzieci nie uciekły z Wawelu przez to, że Prezes Ludwig wraz z koordynatorem Będkowskim zrujnowali wszystko na co wcześniej pracowano tylko przez to, że ja o tym napisałem w internecie. Mamy więc doczynienia z winą na zasadzie... Ktoś kogoś zastrzelił na ulicy, ja zadzwoniłem na milicje, żeby to zgłosić a do więzienia idę ja. Bo gdybym nie zadzwonił to nie byłoby morderstwa. Istne kuriozum.

Takich sytuacji wszak było więcej. Dostaliśmy pewnego dnia od MZPN'u koszulki polo i spodenki sportowe z logiem PZPN jeśli mnie pamięć nie myli. Problem polegał na tym, że koszulki były 3x XXL a spodenki S na dzieci. Dzieci w sekcji nie było i tak dużych osób też nie. Zastanawialiśmy się co z nimi zrobić. Trener Burmer odebrał je ze związku i woził w samochodzie bo nie było na nie pomysłu. Pewnego dnia Prezes Ludwig mówi, że mam je przywieźć do niego osobiście bo jak nie to zgłosi sprawę na milicje. Przywiozłem mu je bo przecież na cholerę mi takie koszulki. Okazuje się, że on dostał informacje w związku, że koszulek było tyle i tyle a faktycznie ich liczna się różniła. Czy liczba spodenek? Już nie pamiętam. Wszak chyba brakowało 2 sztuk. Przyjął je ale później jeszcze kilka razy mi mówił, żebym nie podskakiwał bo jak coś to ma na mnie haka. Zadzwoni na milicję, że ukradłem 2 sztuki i będę miał problemy. Czy ktoś z Was widział te koszulki?

 

Koniec końców seniorzy zostali zgłoszeni, Prezes jak wiecie nie dotrzymał umowy i nie zatrudnił trenera Burmera. Postawił na swój zderzak czyli trenera Będkowskiego. Jeszcze wrócę w tym miejscu do jednej anegdotki. Dotyczy ona dzisiejszego kierownika zarządu sekcji Pana Suwały. Prezes od początku całej afery o Wawel twierdził, że rodzice nie zgadzają się na to by drużyna seniorów była finansowana z ich składek. Na jakiej podstawie tak twierdził? Rozmowy z rodzicami? Jakieś spotkanie? Jakieś internetowe forum? Nie. Pan Paweł Suwała na jednym (jedynym) spotkaniu z rodzicami - sam jest rodzicem jednego z dzieciaków, który grał w naszym klubie) - został wybrany na przewodniczącego rady rodziców. Jeżeli tak się to oczywiście nazywało bo nie mam pewności. Odbyło się jedno spotkanie i koniec. Pan Suwała stał się głosem rodziców. Pan Suwała powiedział Prezesowi, że rodzicie się na zgadzają i Pan Prezes powtarzał to jak mantrę. Tymczasem do nas dzwoniły telefony i pikały maile od rodziców, którzy pisali : TAK CHCEMY BY FINANSOWANO RÓWNIEŻ SENIORÓW. Nasze dzieci też tam kiedyś będą grać. Taka lawina komentarzy rodziców nawet znalazła się w pewnym miejscu internetu gdzie Prezes Ludwig kłamał dziennikarza w jednym z wywiadów. No i dobra. Mamy spotkanie przedstawicieli drużyn z naszej grupy z Prezesem Niemce na którym żądają wyjaśnień. Swoją drogą nie przestaje mnie śmieszyć, że najwięcej pretensji miała Górzanka, która awansowała naszym kosztem.. Ja tam na ich miejscu bym siedział cicho i nie odzywał się słowem ale mniejsza...Docieram lekko spóźniony na spotkanie, widzę znajome twarze z drużyn przeciwnych, siadam a koło mnie kto? Pan Paweł Suwała. Później okazało się, że wysłał go Prezes na przeszpiegi. Zaskoczony byłem co prawda, że stanął po naszej stronie i w naszej obronie bo kilka tygodni wcześniej zdążył się w tym samym pomieszczeniu wystawić na śmieszność. Byłem jednak bardzo zaskoczony i zastanawiałem się na ile to poza a na ile stan faktyczny. Nie miało to jednak dla mnie wtedy znaczenia bo pojednałbym się z każdym byleby uratować Wawel. Ale anegdotka miała być. Lista obecności na tym spotkaniu się pojawiła. No i mamy rubryczki: Imie Nazwisko, Klub, funkcja w klubie. Biorę listę jako ostatni bo jestem spóźniony. No i patrzę po kolei, taki i taki, taki i taki, Prezes, trener, Kierownik... PAWEŁ SUWAŁA, WKS WAWEL, ^^^^^^^^^^^^. Dokładnie tak - jakiś bliżej niesprecyzowany szlaczek. Sam nie wiedział co wpisać bo przecież żadnej funkcji w klubie nie pełnił więc zrobił szlaczek. Ja dopisałem już wtedy zawodnik bo było dawno po wyborach. Wcześniej podpisywałem się jako Przewodniczący Zarządu Sekcji. O to też był problem w czasie sądu kapturowego.

Sąd kapturowy odbył się już w trakcie trwania sezonu. W zasadzie w momencie jednego z meczów rozgrywanych na bocznym boisku. Szokiem było już samo pismo, które otrzymałem z Klubu. Raz, że było niedorzeczne i idiotyczne to jeszcze wysłane na skrzynkę redakcyjną. Postanowiliśmy się jednak stawić na tym sądzie. Nie wiedzieliśmy jeszcze, że będzie kapturowy. Zrezygnował z tego jedynie Karol Darłak, który twierdził, że ma ich poprostu w dupie. MZPN przydzielił nam nawet (hehe) obrońce z urzędu. Michał został z Klubu wyrzucony bo Prezes Ludwig nakazał oddać mu składki które wpłacił. Wobec tego mógł się go pozbyć. W zasadzie nie wiem jak do końca wyglądało jego spotkanie z komisją dyscyplinarną bo nie było mnie w środku a nigdy chyba tak do końca go o to nie wypytałem. Wiem tylko, że się przeciągało. Wszedłem do sali tradycji jako drugi. W środku komisja dyscyplinarna. Kto wchodził w jej skład? Członkowie zarządu klubu. Prezes stawia mnie przed komisją za działania na szkodę klubu a sądzi mnie nie specjalna komórka tylko członkowie zarządu tego klubu. Czytaj: jego klakierzy.

 

No ale dobra wszedłem tam bez obaw, wszak byłem czysty jak łza a zarzut był tak oderwany od rzeczywistości, że poszedłem tam tylko z ciekawości by było o czym później opowiadać przy piwku. No i jestem przepytywany, komisja ma zdjęcie Prezesa Ludwiga, który kopie Wawelowi grób. Zarzut nr 1. Obrońca zapomniał, że nie jest na sali rozpraw tylko na śmiesznej komisji i brnie w sądowym stylu w zaparte, że nie można jednoznacznie stwierdzić jakoby był to Prezes Ludwig. Haha, próbuję wytrzymać i być poważny ale przecież to był on ! Niedoszły Grabarz Wawelu ! Inna sprawa, że zeznawałem. Przepraszam to brzmi tak śmiesznie w obliczu tej komisji. Składałem wyjaśnienia zgodne z prawdą. Nie ja jestem autorem wszystkich newsów na stronie (nawet pewnego razu dodałem jeden news w którym za bardzo nie wiedziałem o co chodzi o czym piszę autor). Nie ja wykonałem tą przeróbkę. Została nadesłana pocztą na skrzynkę mailową. To, że newsy podpisane są przez mój pseudonim wynikają jedynie z funkcji jakie oferuje portal futbolowo. Nie da się dodać więcej administratorów w ramach darmowego konta. Wyjaśniałem, że moja rola naczelnego polega tylko na tym, by z newsów usunąć przekleństwa i poprawić ewentualne błędy. To dopiero jest ciekawostka. Poprawiam innych a sam robię masę literówek i mam problemy z interpunkcją. Teraz wyobraźcie sobie, że są takie dni w ciągu tygodnia gdzie tworzę nawet i 50 urzędowych pism za te 8 godzin. Wracając do sądu kapturowego. Składam obszerne wyjaśnienia. Przecież nie mam nic do ukrycia i żadne z moich działań nie zaszkodziło klubowi. Wszystko co robiłem miało dobre i uczciwe intencje. Musieliśmy uderzyć w Prezesa, żeby zainteresował się nami Kraków. Tak się stało. Zresztą nie bez powodów bo mu się najzwyczajniej w świecie należało. Problemy piłce robił od zawsze a teraz myślał, że ją unicestwi. Po tej publikacji udzielałem wywiadów w co drugim portalu a nawet w radiu. No właśnie zarzut dotyczył też tego, że pisałem po portalach i rozpowszechniałem informacje. To oni dzwonili. Jedno z czasopism wrzuciło nasz tekst niemal w całości do swojego numeru i to bez pytania o zgodę. Nie mam pretensji. Ucieszyłem się nawet. Koniec końców przychodzi decyzją. Przestał Pan być członkiem. W pierwszej chwili się ucieszyłem, że Prezesa przestaje mnie uważać za członka - nawet jeśli boli, że wcześniej tak myślał. Dopiero po paru minutach dociera do mnie, że nawet pisma nie potrafi porządnie napisać i jego wydźwięk jest zupełnie inny. Straciłem status członka klubu. Co zrobiłem? Szok, ale przecież nie będę składał broni. Idzie odwołanie. Dosyć mocne i rzeczowe. Rozmawiam w międzyczasie z przewodniczącym komisji dyscyplinarnej Panem Sławomirem Buć, który przyznaję mi, że chyba popełnili błąd w ostatecznej decyzji ! Nie może powiedzieć wprost, że taki był rozkaz i trzeba było wykonać. Mówi więc o błędzie. Mało tego postanawia mi pomóc i zdać z tego relacje Prezesowi. Tak się faktycznie dzieje. Mamy moje odwołanie, odwołanie swojej decyzji i nazwanie jej błędem przewodniczącego komisji dyscyplinarnej i chyba odpowiednie pismo, które obiecał się skierować do zarządu. Rezultat? 21 czerwca i brak odpowiedzi na moje odwołanie. W przypadku reklamacji znacie tą zasadę 14 dni?

 AKT II     

Nie ma więc mowy o sprawiedliwości ani o tym, że Prezes chce dobrze dla Klubu. Prezes Ludwig chce dobrze ale tylko dla siebie i dla swoich kumpli. Wszak moja osoba była niewygodna i mogła w rezultacie skutkować tym, że diametralnie zmieniłby się skład zarządu Klubu. Mój brak członkostwa jeszcze w dalszej części tej historii będzie miał duże znaczenie. W zasadzie jego stan zawieszenia jak miała to nazwać Pani Sokołowska na walnym zgromadzeniu członków sekcji. Normalny Prezes widząc zaangażowanego członka Klubu pewnie by się ucieszył i pomyślał - jeżeli tym chłopakom o coś chodzi to trzeba chociaż udawać, że chcemy dla nich dobrze. Wykorzystajmy jego zapał by ta dyscyplina też odzyskała utracony przed laty blask. Nie. Lepiej iść na wojnę i zniszczyć tych co mogą nam zagrozić. Nie bratać się i dać powód do bycia wybranym na kolejną kadencję tylko zniszczyć. Ciekawe u kogo przechodził szkolenie.

 

Idźmy jednak dalej. Trener Będkowski przejmuje na parę dni przed ligą nieprzygotowaną drużynę. Na pierwszych zajęciach nie ma zna nikogo oprócz mnie z imienia i nazwiska chociaż jest koordynatorem piłki nożnej. Nie pofatygował się chociażby na jeden mecz a trenerowi Burmerowi kazał na koniec sezonu przedstawiać merytoryczne podsumowanie. Mnie zna tylko dlatego, że zalazłem mu za skórę, sondując możliwość trwałego pozbycia się go z Klubu i raportując wyniki jego pracy w związku przez co wielokrotnie był wzywany na dywanik. Haha przypomniała mi się taka scenka jak wizytowałem z kimś w Związku chyba u Pana Franczaka i okazało się, że do związku dotarł też Będkowski celem załatwienia ...czegoś. Jak się dowiedział, że rozmawiamy to uciekł z budynku i wyłączył telefon bo trener Franczak dzwonił za nim - chciał konfrontacji. Prezydium Klubu dokonało rozbiórki drużyny i przekonywało, że nia ma dla kogo robić drużyny seniorów. Fakt - pozwolili odejść sporej liczbie zawodników. Z drużyny seniorów odeszli ci co bali się, że zostaną na lodzie. Wszak na kilka dni przed ligą poszło z Klubu pismo wycofujące Wawel z rozgrywek. Inna sprawa, że dla WKSu bolesne były głównie rozstania z Piotrkiem Kupisem i Markiem Gilarskim.Pierwszy od początku wakacji trenował z inny Klubem więc chciał uciec już wcześniej pomimo, że był kapitanem. Shame on you. Drugi po stracie opaski obraził się na trenera i zrobił to samo. Dzisiaj z perspektywy czasu go trochę rozumiem bo może też oceniał się zbyt wysoko? Aczkolwiek on twierdzi, że przyczyną był niewyparzony język. Tymczasem dla mnie najzwyczajniej w świecie zdecydowały o odsunięciu go od grania w pierwszym składzie względy sportowe. Ja to naprawdę widziałem.Pal licho mecze w których robił coraz więcej błędów indywidualnych ale nawet na treningach dawało się zauważyć, że jest w coraz gorszej dyspozycji. Porównując dzień z którym przyszedłem do Klubu ze schyłkiem jego przygody przy Podchorążych jest niemal przepaść. W tym ostatnim okresie na tych zwykłych treningowych gierkach kiwało się go z taką swobodą jak nigdy. On się denerwował bo Marek przeżywał każdą gierkę. Jak się wkurzył na niekorzystny rezultat to wcześniej potrafił nawet sam odwracać losy takich gierek. Tak to było zabawne i troche dziecinne, że przeżywa treningowe gierki i wkurzał się - nie na żarty - jak ktoś przekręcał ich wynik. Z drugiej strony taka pozytywna mobilizacja też była potrzebna. Zbyt dużo jest gości, którzy do gierki się nie przykładają i potem to wychodzi na meczach.Wracając jednak do tej jego formy to w pamięci zapadła mi jedna z takich gierek gdzie Marka skręciłem już chyba wszystkimi znanymi mi zwodami i prowadziliśmy chyba z 10cioma bramkami. W kolejnej akcji już za bardzo go chciałem ośmieszyć - nie wyszło mi a on się zagotował złapał piłkę i ją wykopał daleko poza obszar gry. Nie na żarty mówi mi, że chociaż to gierka to trzeba szanować rywala. Widzący to trenere zakończył trening. Dodatkowo rzecz jasna wpływ na decyzję Burmra mogły mieć jego (Marka) komentarze na boisku, które były najzwyczajniej w świecie nieznośne. Sam chyba raz czy dwa odpowiedziałem mu w niewybrednych słowach i nazwaliśmy się kutasami albo gorzej poto tylko by po meczu wypić piwo i usłyszeć "to emocje".

 

 

Mniejsza o to. Przejdźmy do konkretów. Prezes Ludwig zrobił wyprzedaż garażową i oddawał z Wawelu kogo popadnie. Miał tylko jeden warunek w trzech opcjach. Chcesz odejść? Nie ma problemu. Kasa misiu. Pół roku wypożyczenia 500. Rok wypożyczenia 1000. Transfer 2000. Bez względu na wiek, klasę zawodnika. Taryfikator był sztywny. Niektórzy prosili o wycenę w MZPN wtedy kwota bywała niższa. Ale teraz spróbujcie policzyć ile Prezes ZAROBIŁ NA TRANSFERACH. A ja zadaję pytanie: Panie Prezesie gdzie jest ta KASA? Pewnie myślicie, że wylądowała w sekcji gdy znaleźli się w zarządzie kumple a nie wrogowie? Dobrze myślicie. Zimą Prezes przekazał na sekcję coś około 10 tyś złotych. O taką kwotę rozchodziło się latem. Od Pawła Szpetnara pieniądze brał w zasadzie pod stołem. Trener Szumiec dostał polecenie by wpłacić 1000 zł do kasy tytułem remontu szatni. Śmiech na sali. Potem tą szatnię pokazywał pewnej szkółce, która miała ochotę się zainstalować na Wawelu. To też tłumaczyło destrukcje naszej własnej szkółki. Wcześnie jeszcze był plan by szatnie wynająć pod magazyn bo chętny na takie rozwiązanie też był.

 

Wracając do Będkowskiego. Zaczął od powiększenia sztabu szkoleniowego o pożal się Boże gospodarza Klubu. Pana Nowaka. Zdarzało się, że prowadził treningi. Ja pomijam już kwestię jego skłonności do alkoholu bo najwyraźniej nie jest to w Klubie problemem. Najgorsze w tym wszystkim, że Pan Nowak to zwykły cham. Cham, który nigdy nie kiwnął palcem by pomóc seniorom a jedyne co potrafił to napierdalać z trybun.Podobnie inny cham Pan Cyganik. Zastanawiam się co mnie skłania do tego by ciągle takim chamom podawać rękę i się kłaniać. Chyba tylko jeszcze dobre wychowanie i chęć zostawienia tego tematu za sobą. Najnormalniej w świecie takim ludziom powinno się napluć w twarz. Taki Cyganik potrafił cały mecz z tej rundy przestać przy ławce i spędzić na wyzywaniu mnie od najgorszych. Naiwnie pewnie jeszcze cham sądził, że takie informacje do mnie nie trafią skoro grałem po drugiej stronie boiska. Język Nowakowi z kolei rozwiązał się dlatego, że sądził, że moje dni w Klubie są policzone. Skoro mnie wywalili to można się po mnie przejechać. Nigdy nie miałem żądzy władzy ale obiecałem sobie, że jak któregoś dnia przyjdzie mi tu o czymkolwiek decydować to pierwszym moim ruchem będzie wykopanie Pana Nowaka na zbity pysk. Tak upływały moje kolejne dni w klubie czy to w czasie treningów czy tuż po nich. Mówię przed jednym z meczów: przenieśmy się do innej szatni bo ta jest za mała na 15 chłopów (szatnie na hali) a ten do mnie z ryjem A KIM TY KURWA JESTEŚ. Hello człowieku chciałem dobrze. Znosiłem to i próbowałem się nie wdawać w pyskówki i tak wszyscy byliśmy już w beznadziejnej sytuacji pod sterami tego duetu trenerskiego.

 

Kapitanem wybrany został Rafał Bętkowski. Śmiałem się, że po znajomości przez (prawie) zbieżność nazwisk. Generalnie opaska w tym okresie uległa spore dewaluacji. Gratulowałem Rafałowi opaski i mówię, że musimy ściślej współpracować na co on odparł, że nie nie, on może być kapitanem na boisku ale poza nim nie ma czasu. Pokrzyczeć, przywitać się z sędzią i tyle. To była bardzo słaba kandydatura. Również dlatego, że Beny nie grywał co tydzień ze względu na szkołę. Tak opaska wędrowała do Mianowskiego a pod jego nieobecność nawet do Jachyma czy Rybickiego.To ciągle niczego nie zmieniało. Drużyna potrzebowała silnego lidera - to się zresztą nie zmieniło nawet w kolejnej rundzie i go nie miała. Ja gdzieś w podstekście mam na myśli samego siebie. Wspomnę o tym w późniejszym czasie.

 

Dopóki Będkowski nie miał zbyt silnych nacisków na to bym nie grał to jeszcze coś kopałem. Strzeliłem nawet bramkę, której telefonicznie pogratulował mi Prezes Niemiec. Na pierwszy mecz nie zostałem powołany ale tą historię już znacie. Z ramienia związku przyjechał na ten mecz trener Franczak i poszedłem dotrzymać mu towarzystwa. Usiadłem, rozmawialiśmy swobodnie.. do czasu aż nie zauważył nas Paweł Suwała i nie zdecydował się usiąść dwa rzędy nad nami. To było tak ostentacyjne, że aż się robi przykro. Ucho Prezesa jednak musi być wszędzie. Pewnie z tych powodów biuro zarządu znalazło się nie w pokoju 106 ale obok szatni, by wiadomo było czy nie wybucha jakiś bunt. Albo pilnować mnie bo to ja miałem przecież podjudzać wszystkich w piłce do najgorszego jak się dowiedziałem swego czasu od Prezesa Ludwiga. Po jakimś czasie zaczęły się naciski na Będkowskiego, któremu było mnie szkoda, pomimo nawet tego, że niewiele mogłem dać drużynie będąc nieprzygotowanym do sezonu. Grywałem po pare minut w przegranych meczach do czasu aż Będkowski nie oświadczył mi, że Ludwig zabronił mu nawet bym trenował. Dobrze, że chociaż mogłem wchodzić na obiekty albo, że nie zabronił mi oddychać jego powietrzem.

 

Swoją drogą nieprzygotowani do sezonu byliśmy też dlatego, że Prezes Ludwig zakazał pracownikom obiektu wpuszczać seniorów na boiska, hale, na szatnie czy pod prysznice. ZAKAZ. Absolutny zakaz pod groźbą utraty zatrudnienia. Tego też się Prezes pewnego dnia wypierał. A nawet gdy oficjalnie wróciliśmy do treningów z Będkowskim po namaszczeniu przez Pana Rajmunda, gdy trafiliśmy na halę pod prysznic Pani zapytała: a Wy napewno już możecie się tutaj kąpać? Nie chcę mieć problemów. Przytaknęliśmy twierdząco chociaż nie chciała nam do końca uwierzyć i twierdziła, że jeszcze to sprawdzi. Nieźle ich musiał Prezesek nastraszyć.

 

 

No i tak powoli kończyła się moja runda. Dalej przychodziłem na treningi pomimo, że nie mogłem w nich uczestniczyć. Chciałem być z drużyną i obiecywałem wszystkim, że ten stan nie będzie trwał wiecznie. Pracowaliśmy nad tym by jeszcze raz powołać władze sekcji i przywrócić trenera Burmera. Na to samo czekało szerokie grono zawodników, które powiedziało, że nie wrócą póki Będkowski jest trenerem. Swoją drogą pewnie miałem lepszą frekwencję niż wszyscy inni i być może nawet razem wzięci. Zawsze byłem z tego znany. Dla mnie treningi to świętość. Nie wyobrażam sobie by świadomie nie trenować. Nawet jednak Będkowski, z którym wszak byłem w konflikcie był w stanie w obliczu kryzysu zadzwonić do mnie i poprosić mnie bym zagrał w czekającym nas meczu bo brakuje ludzi do grania. To gest, którym naraził się Ludwigowi a również gest na, który nie było stać trenera Cyniewskiego. On wolał jechać prawie gołą 11 na mecz o życie niż zadzwonić do mnie bym pomógł drużynie. Wszak zapewne jestem tylko kolejnym świerszczykiem. W zasadzie nie miałem zamiaru wracać ale w takim obliczu pewnie bym się na ten ruch zdecydował. Pisałem już o tym, że dla Wawelu nawet z diabłem

 

Swoją drogą ta Huta jest dla mnie nieszczęśliwa. Za trenera Baran dostaliśmy tam lanie i nie zagrałem nic. Potem kilkukrotnie miałem okazję zaprezentować się mojemu byłemu trenerowi - Świkszczowi i nigdy nie były to mecze, które chciałem zagrać. Raz grałem tam z kontuzją a w zasadzie dwoma, gdy obserwował mecz z trybun. To było za Burmera a potem gdy już objął seniorów to z Będkowskim przyjechałem nieprzygotowany i to po kilku tygodniach bez treningi. Już po rozgrzewce nie chciało mi się żyć. Gdy przyjechał wcześniej na Wawel przed tym meczem już nie grałem z powodów politycznych a ostatnia wizyta Wandy na Wawelu to moja kolejna nieobecność, którą on też swoją drogą zaliczył więc tak czy siak byśmy się nie spotkali. Zastanawiam się ciągle kiedy będzie miał okazję by zobaczyć czy się rozwinąłem od juniora.

 

 

Przejdźmy do zimy. Sam nie wiem czy nie piszę już tego tylko dla siebie. Istnieje duże ryzyko, że obecnie czyta to już tylko moja dziewczyna. Swoją drogą.. kochanie dziękuję bo chyba byłaś jedyną osobą w której miałem wsparcie przez ten cały czas i wierzyłaś w to co robiłem. Miałem wielką motywację by uratować Wawel i chociaż nie jestem w tym klubie tak długo jak Mianowski czy legenda - Kawski to czuję się z nim mega mocno emocjonalnie związany. Moje serce prawie krwawiło gdy widziałem beznadziejną postawę w tej rundzie, która nie rokowała na przyszłość. Jeszcze gorzej gdy widziałem na żywo jak Wawel żegna się z Aklasą a ja siedziałem na trybunach i bezradnie się temu przyglądałem. O tym zaraz, bo ktoś powie, że to przecież była moja decyzja.

 

Zima. Przygotowujemy sie do wyborów. Uprzedzamy wszystkie ruchy Prezesa, który i tak nie chce dać żadnych konkretnych odpowiedzi na to co nas ciekawi. Chcieliśmy chociażby listę członków sekcji - na piśmie. Nie dał jej. Przyjechał na trening i poprosił Benego na słówko, i mu opowiedział by nie było się potem o co oprzeć. Nice move. Ostatecznie nie musieliśmy nawet zebrać podpisów bo Prezes ku naszemu zaskoczeniu sam zwołał walne zebranie członków. Przewodniczyć mu miał Paweł Suwała, któremu trzeba było znaleźć przecież w Klubie funkcje. W zasadzie sprawa obgadana ja w ostatniej chwili wyciągam rękę do Marka Gilarskiego i spotykam się z nim w przeddzień wyborów proponując by został Przewodniczącym Sekcji. W zasadzie byłem pewny swego i rozdawałem te stanowiska. Wierzyłem w siebie i chłopaków. Nie miałem żadnych ambicji. Uwierzcie, że nigdy nie chciałem za wszelką cenę rządzić jak się niektórym wydaję. Wszystko co robiłem to z idei i troski o ten zasłużony Klub, którego dobre imię szargał Prezes Ludwig ze swoimi klakierami.       Zaproponowałem miejsce w zarządzie również Panu Sobasowi chociaż niektórzy mi to odradzali. Chciałem pokazać otwartość i do zarządu wziąć wszystkich, którzy mają ochotę iść w lepszym kierunku niż ten proponowanym przez destrukcyjne Prezydium. Pomyślałem, że oldboje powinni mieć swojego przedstawiciela chociaż w zasadzie nie uważam ich za żadnych oldobjów. Kim są ci Panowie? Kto z nich ma związek z Wawelem? Kto z nich grał w Wawelu? Ale mniejsza. Są i płacą, chcą i przychodzą. Chwała im. Kto ma wiedzieć ten wie, że braliśmy pod uwagę by do składu dołączyć Pana Suwałę. Pomimo wszystko. Pomimo tego, że w zasadzie stał po drugiej stronie barykady. Wszak deprecjonował rolę seniorów i wyrażał się w sposób niewybredny o tej grupie ludzi na co przecież są świadkowie bo odbywało się to również w związku. Rozmawiałem o tym z Rafałem Niesłuchowskim i zgodziliśmy się, że temu facetowi musi o coś chodzić a skoro chce działać to niech to robi z nami. //Ciąglę mam nadzieję, że nie zdradzam zbyt dużo z naszych wspólnych spraw//. Wszak lepiej z nami niż z Ludwigiem, nawet jeśli miałby być jego uchem jak zdarzało się wcześniej.

 

Sporym zaskoczeniem była obecność na sali Pana Zdzisława Janika czy trenera Dwernickiego, którego ja osobiście bardzo szanuję. Ten drugi został odznaczony za zasługi bo nie dotarł na galę 95lecia. Swoją drogą ta gala to niezła farsa. Pan Suwała powiedział, że nie stać Klubu by zaprosić nas wszystkich na galę ale pieniążki na opłacenie hostess już się znalazły. Jak świętować to z pompą. Zastanawiacie się co ma wspólnego z Wawelem Prezes Polskiego Związku Szachowego? Kiedyś Wawel miał taką sekcję chyba więc trzeba było zaprosić. Koniecznie z żoną i córką. Tak. Zabrakło miejsce dla Ciebie drogi zawodniku grający za darmo a znalazło się dla takich ludzi a przykłady możnaby mnożyć tylko poco?          

SZACH MAT

 

Nie chcę rujnować obrazu Pana Suwały, który kreuje się na sprawnego działacza piłkarskiego. Nie wiem.. jak dla mnie na ten moment takim nie jest ale być może będzie bo wydaje się być zaangażowany. Być może spełnią się jego marzenia i Wawel wejdzie do 3 ligi. Jeżeli spełni swoje obietnice i zapowiedzi to zapewne tak się stanie i Wawel czeka renesans. Ja bardzo chcę w to wierzyć, jednak nie mam pewności czy ludzie w wieku Pana Suwały i Janika nie są zabetonowani w okresie, który nic dobrego piłce nie przyniósł. Być może przez wzgląd na siebie jestem raczej zwolennikiem młodego pokolenia w piłce. Być może z sentymentem spoglądam na działania chociażby Niesłuchowskiego i dlatego tak sądzę? Niedawno przeglądałem zdjęcia z zakończenia sezonu sekcji. Krytykowałem również i jego a jak widać z perspektywy czasu to ten okres był bardzo udany. O kulisach tych spraw jeszcze później w tej bardziej nostalgicznej części.

 

Wracając do zebrania to okazało się, że są nieźle przygotowani. Ja nie miałem problemu z Janikiem bo przecież to jakaś marka w Krakowie, pomyślałem, że dobrze by było go mieć w swoim składzie chociaż wcale nie jestem jakimś jego fanem. Spotkanie zaczęło się od wyproszenia wszystkich, którzy nie mają opłaconych składek. To było śmiesznie i nikogo się nie udało wyrzucić ale na dzień dobry pokazało chociażby nieznajomość statutu. No i rzecz jasna styl w jakim będzie rządził wybrany przez Ludwiga zarząd sekcji. Styl Ludwiga. Na sali zostałby chyba tylko on i zaproszeni przez niego goście. Rękę podniósłby chyba tylko więc Suwała bo zapewne płacił sobie składki i sam wybrałby zarząd sekcji. Byłoby śmiesznie ale koniec końców było chyba jeszcze gorzej. Przeszliśmy do wyboru kandydatów do zarządu. Padają nazwiska a na deser chłopaki zostawiają moje. Pada Mączyński. No i się zaczęło.... Nie jesteś członkiem. Jestem bo to to i tamto. Odwołanie złożone, 2 miesiące temu grałem w meczu więc jestem członkiem. Pani Sokołowska wspomniana wcześniej wstaje z krzesła i oznajmia, że moja sprawa jest w zawieszeniu bo nie ma odpowiedzi na moje odwołanie. Nawet Pan Edward Stawiarz, Prezes honorowy WKS Wawel, legenda Klubu, człowiek, który miał płakać gdy zarząd klubu wycofywał seniorów z rozgrywek w pewnym momencie stanął przeciwko mnie. W zasadzie wiele razy głosował na moją niekorzyść w różnych momentach. Mówimy o człowieku, który sam osobiście Karolowi Darłakowi doradzał: IDŹCIE Z TYM DO MEDIÓW, TO JEDYNY RATUNEK i OSTATNIA SZANSA. Media przyszły same do nas, pytanie jednak jak ten człowiek mógł stanąć przeciwko mnie? Jak mógł głosować przy sądzie kapturowym za moim usunięciem? Przecież ja to właśnie media na które Pan wskazywał. Widzę, że chłopaki odpuszczają, Rafał też czuje, że niewiele da się zrobić. Poddaję się bo nie chciałem się tam wykłócać. Znowu by ktoś powiedział, że chce rządzić piłką. Skupiam się na wybraniu swoich ludzi. 3 razy głosujemy nad tym by zarząd był 5cio osobowy i chociaż zdecydowaną większością przechodzi to im się to nie podoba i głosują do skutku żeby było 7. W 7 mieli przewagę i rządzą w 5tce ryzyko, że przewaga po naszej stronie. Ostatecznie głosy rozeszły się 8 za 8 przeciw 8 się wstrzymało. EUREKA ! MAAMY TO ! Zamykamy posiedzenie. Przeszło przy równowadze ! Śmiechu warte.

 

AKT III

Marek Gilarski wychodzi z zebrania zadowolony. Mówi, że jest on Mianek i Paweł Gołpyś. Liczy Zdziska Janika jako zwolennika i twierdzi, że będzie miał przewagę. Jeszcze nie wie w jakim jest błedzie. Tak on jak i Mianek jak i Paweł Gołpyś. Ja natomiast jeszcze nie zdaję sobie sprawy z tego, że zostanę przez tą całą trójkę zdradzony nawet jeśli jest to zbyt mocne słowo. Jakie towarzyszą mi emocję tuż po? Mówię bliskim, że przegrałem ale Wawel wygrał. Tak też ogłaszam na stronie. Zwycięstwo. Wszak Wawel ma swoje władze i przynajmniej w części mam pewność, że są nam przychylne. Mam nadzieję na przepchnięcie kilku spraw i dalszą pomoc. Nie potrzebowałem żadnego stanowiska by móc pomagać Wawelowi. Czuję więc w pewnym sensie smutek bo liczyłem, że swoje pomysły będę mógł forsować bez problemu. Wiedziałem, że ludzie mi ufali. Miałem swoich ludzi i sądziłem, że zrobią co mogą by moje plany nie musiały zostać wyrzucone do śmietnika. Z drugiej strony też ulgę, że ten ciężar odpowiedzialności schodzi z moich barków bo nieraz obawiałem się czy damy radę. Nie dlatego, że byłem nieprzygotowany ale dlatego, że moje plany, wizje i cele były bardzo optymistyczne i chciałem zrobić wiele. Być może zbyt dużo bym od siebie wymagał tak jak to jest w momentach gdy jestem na boisku i potem bym się obwiniał. W pewnym więc sensie ulga. Smutek, radość i ulga. Takie emocje – jednocześnie.

To, że nie potrzebuję stanowiska by pomagać w Klubie powiedziałem Janikowi po pierwszym treningu gdy poprosiłem go o rozmowę na osobności. Pogratulowałem wyboru i przeszedłem do rzeczy. Już wtedy zauważyłem jego niechęć do mojej osoby. Proponuję mu wtedy nawet by wykorzystać moją stronę w celu dotarcia informacji do odbiorcy. Twierdzi, że nie ma sensu bo lada dzień będzie nowy serwis. Jak znajdziecie linka to dajcie znać. Paweł Gołpyś zostaje sekretarzem chociaż nie mam zielonego pojęcia co to stanowisko ma oznaczać. Dźwięczy mi ciągle w uszach jak Suwała na Wigilii mówi, że Paweł będzie odpowiedzialny za to by informacja docierała do ludzi. Oczekiwałem serwisu. Jak go znajdziecie to dajcie znać.                                   

Eee o Janiku było. Nieźle go musieli nastawić sobie pomyślałem ale sądziłem, że moim uda się go wyprowadzić z błędu. Zacząłem jednak dostrzegać, że nie uda mi się zrealizować swoich planów. Byłem naprawdę nieźle przygotowany do ewentualnego objęcia władzy z kilkoma ciekawymi jak sądzę projektami i pewnym gronem sponsorskim, które pomogłoby Wawelowi odbić się od dna. W zasadzie dogadany miałem szereg transferów no i rzecz jasna wyczekiwałem powrotu Burmera. Piotrek Bąba przekonywał mnie, że należy mi się funkcja w Klubie i doradzał bym nie odpuszczał. Ja chciałem dać ludziom szansę. Mam nadzieję, że nikt w Klubie nie odczyta tych słów Piotrka jako mój wrogość do ludzi z sekcji, bo w zasadzie wszystkiego się można spodziewać. Poprostu docenił wydaję mi się mój wkład w to by Wawel przetrwał. Był w tym i widział przez co przechodziliśmy bo tak się składa, że akurat dołączałem go do drużyny w lecie. Napisał do nas i trenował z Burmerem na orliku. Przypomnę, że mieliśmy zakaz przy Podchorążych. Wiedział więc doskonale w czym rzecz.

Burmer. Popierałem go nie z tego względu, że się poznaliśmy i liczyłem na taryfę ulgową wszak u Burmera często siedziałem na ławce. Ceniłem jednak jego warsztat i to jak prezentował się Wawel w czasie jego rządów. Była to wyraźnie nowa myśl szkoleniowa i wszyscy poza Markiem Gilarskim zapewne czuli się w niej bardzo dobrze. Ofensywny styl gry, wysoki pressing i dominacja rywala. To się mogło podobać i się podobało.                                                                           

                                  

Wróćmy do Gilarskiego jeszcze. Trochę kulisów bo zaczęło się od meczu w Węgrzcach. Pojechaliśmy do lidera, który każdego ładował jak chciał. Postawiliśmy się mu jak nikt wcześniej ani nikt później. Bez strachu wyszliśmy na nich BARDZO wysokim pressingiem i musieli wznieść się na szczyt swoich możliwości by zapunktować w tym meczu. Ostatecznie wygrali z nami 3-0 ale mlask mlask niosło się po trybunach i całym Krakowie jeszcze przez długi czas. Na meczu obecni byli prawie wszyscy trenerzy naszej ligi i nie szczędzili pochwał. Podobnie jak nasi rywale. Marek na treningu po meczu miał pretensje o ten styl i mówił, że liczą się tylko punkty. Chyba za bardzo żył wspomnieniami z wygranej za Wrony. To był naprawdę duży fart i w 10ciu przypadkach obrony Częstochowy na ich boisku w 9,5 pewnie byśmy przegrali. Wygraliśmy i raczej nie mieliśmy szans tego powtórzyć. Dzięki Burmerowi natomiast dobre wrażenie po Wawelu od tego czasu się utrzymało.Trener powiedział mu wtedy, że w następnym meczu zobaczysz z boku jak to wygląda. Jak z boku? Pyta zdziwiony Gilarski. Tak z boku bo już wcześniej postanowiłem, że odpoczniesz. Marek nie uwierzył. Ja do dziś wierzę. Tylko i wyłącznie względy sportowe.

„Pech” Burmera polegał na tym, że w kolejnym meczu stoperzy strzelili sobie 3 swojaki i Marek mógł w zasadzie z urzędu wrócić do grania. Co do tego komu co się należy to ja z kolei uważałem, że komu jak komu ale właśnie Burmerowi się należała ta funkcja z powodów o których pisałem już wcześniej. Naprawdę jego wkład w to, że Wawel dzisiaj ciągle istnieje również był nieoceniony. Lobbowałem jego zatrudnienie u swoich kolegów, którzy byli w zarządzie. Twierdzili jednak zgodnie, że na jego zatrudnienie nie zgodzi się Prezes. Ja też byłem na taką okoliczność przygotowany i bardzo dobrze wiedziałem jak temu zaradzić. Przekazałem te opcje swoim kolegom.                                                                                                                       

Dużo dalej poszedł jednak Marek Gilarski, który twierdził, że w zasadzie już zostawił za sobą niechęć do Burmera (oszukiwał mnie a być może/albo (jedynie) też siebie) ale nie może wogóle rozważać tej kandydatury ze względów formalnych. Brak zgłoszenia do Klubu. Burmer nie złożył CV i wg Marka nie pokazał, że mu zależy na tym by objąć posadę. Doprawdy śmieszne. Do Klubu swoje CV przesłało dwoje ludzi. Trener ze znakomitą wydaje się marką - Cyniewski i nauczyciel WFu. Zgodzimy się, że CV Cyniewskiego robi wrażenie i tego nikt mu nie zabierze a spadek z Wawelem narobił mu tam niezłego bałaganu ale to ciągle nie oznacza wg mnie, że trzeba się zamykać na tych dwóch kandydatów.

Z czym mamy doczynienia? Z totalną amatorszczyzną. Co robi normalnym Klub gdy chce zatrudnić trenera? Weźmy Cracovię, która zwolniła Podolińskiego. Siada zarząd i dyskutują: weźmy Smudę pada propozycja. Nieee skompromitował się jako selekcjoner pozatym był związany z Wisłą i wkurzymy kibiców. Fornalinka. Nieee za drogi, on chce 50 tysięcy miesięcznie. Lenczyk. Przeszedł na emeryturę. To może Zieliński Ooo czemu nie, nie poszło mu w Ruchu ale zdobył mistrzostwo z Lechem i nie będzie drogi bo od dawna jest bezrobotny bierzemy! A teraz wyobraźcie sobie sytuację, że siedzi zarząd i czeka na CV. Wpłynęło od nauczyciela WF’u i Tomasza Hajto.            No i trwa dyskusja kogo wziąć bo przecież się zastanawiamy. Tym ludziom zależy. To weźmy przemytnika fajek, kiedyś daleko rzucał z autu (swoją drogą osoba blisko związana z Przewodniczącym Sekcji może sporo powiedzięc o fachu tego gościa) to może nauczy naszych i Covilo będzie strzelał z głowy. Postawiono jak pewnie oczekiwany na głośne nazwisko. Tyle tylko, że pierwsze o co zapytał trener Cyniewski to o pieniądze dla ewentualnych nowych zawodników.

Tutaj Marek ciągle był ze mną uczciwy chociaż wygadywał totalne bzdury. Być może sam w nie wierzył. Pawel Gołpyś natomiast przestał ode mnie odbierać telefony a Tomek Mianowski chociaż wiedział o wyborze nowego trenera to nie miał ochoty mnie o tym wcześniej poinformować. Trudno. Ja dosyć szybko pogodziłem się z myślą o tym, że nie będzie to trener Burmer. Wiedziałem, że nie mogę już nic zrobić i dałem z miejsca szansę Cyniewskiemu. Wiedziałem o co walczymy. Po jednym z pierwszych treningów zagadałem do trenera z prośbą by natychmiast mnie poinformował jeżeli pojawią się naciski na to bym nie grał. Wszak ciągle nie byłem członkiem Klubu i chociaż miałem nadzieję, że Ludwig odpuści to jak się później okazało nie miał zamiaru i chociaż nie byłem w zarządzie to ciągle mu nie pasowałem. Taki typowy mściwy ... człowiek. Trener przytaknął a ja robiłem swoje. Ciężko zapierdalałem na treningach i w zasadzie nie odpuszczałem. Zdarzały się takie wyjątki gdy musiałem z powodów rodzinnych zostawać w domu. Poinformowałem trenera i dobrze wiedział o mojej sytuacji. Musiał sobie więc zdawać sprawę, że gdyby nie to, to byłbym pewnie na każdym treningu i zdystansował bym nawet Kunowskiego, który trenował bardzo solidnie i zaliczyłbym 100% jednostek. Zawsze taki byłem.        

Swoją droga Kunowski w Wawelu też jest jeszcze chyba tylko dzięki mnie. Podobnie jak inni koledzy był bliski odejścia z WKSu za trenerem Wejnerem. Przekonałem go przed sezonem by został bo wiedziałem, że niezbędny będzie nam do grania jakiś młodzieżowiec. Wejner też się zachował elegancko bo mówiłem mu o tym problemie i obiecał, że jak coś to namówi kogoś żeby nie uciekał z Wawelu. Fajnie. Zastanówcie się teraz jakich argumentów użylibyście do chłopaka, który jest juniorem, którego drużynę zaorał Ludwig a seniorzy są w rozsypce i tylko cud może sprawić, że jednak zagrają w lidze. Do transferów trzeba więc doliczyć jeszcze Kunowskiego i Mizerskiego. Ryskala wrócił bo nie miał opcji ale trener nie był w stanie przekonać go do tego by zaczął trenować. Być może zbyt mała charyzma? Nie wiem. O tym też później. W zasadzie 50% dzisiejszego Wawelu (pierwszej drużyny) to moja zasługa, gdyby nie moje działania to w pierwszej drużynie graliby oldboje. Odlboje, którym zaaplikowałem podczas jednej gierki 6 bramek pomimo tego, że graliśmy w 9 na 11. To też nie przekonał trenera Cyniewskiego i chociaż wiem, że to niepoważne bo granie z drużyną tego pokroju nie daje żadnej wartości poznawczej. Możnabyło jednak zwrócić uwagę na moją współpracę z Bąbą i chociażby Skoczkiem. Taki środek miałby o wiele więcej do zaoferowania. Nic.. o tym też jeszcze później                                                                     

Jego (Kuny) fajną postawę i zaangażowanie nagrodziłem w późniejszym czasie zatrudniając go w rodzinnej firmie. Nie są to kokosy a praca nie ma charakteru stałego ale grosza zawsze zarobi. Ja też jestem zadowolony bo zyskałem godnego zaufania i sumiennego pracownika. Jeżeli porównasz jego i Ryskalę to widzisz przepaść, chociaż ten drugi pewnie ma więcej talentu to niedługo zostanie przez Kunę zdystansowany przez to, że ma 100 innych zajęć na głowie a jego świat kończy i zaczyna się obecnie tam gdzie jego dziewczyna. Kiedyś będzie żałował bo z takimi warunkami mógłby grać wyżej i brać za to kasę. Planowałem zresztą mu załatwić granie i sprawa była wstępnie dogadana ale ostatecznie nie mogłem za niego ręczyć przez wzgląd na jego zaangażowanie.

 

//Właśnie przejechałem po tym newsie do góry by zorientować się czy nie przesadziłem z treścią i cholera jest tego trochę. Jeżeli ktoś to przeczyta za jednym razem (oprócz Marlenki) to będę pod mega wrażeniem. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że mam jeszcze sporo do napisania i zastanawiam się w tym momencie czy nie powinienem był tego podzielić na części. Tak właśnie zrobię. Sam widzisz w której jesteś części i jak późno dotarło do mnie to, że lekko przesadziłem.//

Gdzieś w tym momencie pewnie jest już III AKT. Jestem już po kilku poprawkach w akcie II i mogę pisać dalej chociaż godzina jest już późna a jutro powinienem wstawać do pracy. Problem jednak polega na tym, że od kilku dni nie przestaję myśleć o tym felietonie i o tym co jeszcze powinienem napisać i o kim wspomnieć. To tylko utwierdza mnie w przekonaniu jak potrzebuję to wszystko z siebie wyrzucić. Niestety wszystko przez zakneblowane usta bo pewnie przez ten rok powstałoby kilka ciekawych newsów i wszystkie te sprawy zostawiłbym dawno za sobą.

Tak sobie upływała zima, ja trenowałem, załatwiałem transfery, żyłem nadzieją. Żadnych złych sygnałów, sparingi wygrywane, frekwencja całkiem całkiem. Na 3 tygodnie przed ligą trener Cyniewski bierze mnie na rozmowę i mówi, że jest problem, że są naciski. Pan Suwała każe mi się wybrać na męską rozmowę do Prezesa. Nie jestem zachwycony bo miałem nadzieję nie musieć nigdy więcej z nim rozmawiać i zapomnieć o tym, że taki człowiek istnieje. Trudno, wziąłem to na klatę i poszedłem. Pomyślałem sobie, że pewnie już mu dawno przeszło. Ma co chciał. Jest jego zarząd sekcji, jego ludzie będą wybierać delegatów na walne zgromadzenie w Klubie więc jeśli tylko będzie chciał rządzić kolejną kadencję to pewnie będzie rządził. Z tej okazji ja również postanowiłem wyciągnąć - symbolicznie - rękę i chyba pierwszy raz nie rejestrowałem z nim rozmowy. Pomyślałem, że tym razem odpuszczam bo pewnie najgorsze już za nami, wyczekiwałem świeżego startu.

Muszę przy tej okazji opowiedzieć o jeszcze jednej śmiesznej sytuacji, jeszcze z przed wyborów. Kunę strasznie dziwiło, że nagrywam rozmowy w Klubie. Wsumie okazuje się, że było to w mniej więcej tym samym czasie co nagrania z Sowy i Przyjaciół. Haha pod gabinetami Wawelu też jest knajpa więc by sie zgadzało. Mniejsza o to bo afery taśmowej nie będzie, wystarczą Wam moje kulisy spraw. Kilka dni wcześniej przyszedłem do kasy wpłacić składki za chłopaków, którzy mi te składki wręczali. Miałem listę i generalnie wszystko cacuś glancuś. W kasie jednak dowiedziałem się, że Prezes Ludwig ZABRONIŁ przyjmowania składek członkowskich. Pewnie przygotowując się do wyborów chciał powykluczać ludzi. Pewnie zaprzeczy ale przecież wiem co usłyszałem i utwierdzałem się w tym przekonaniu jeszcze kilka razy po powrocie do domu odtwarzając nagranie. Nic nie może dziwić skoro potrafił usunąć Petermana przez oddanie mu zapłaconych składek. W każdym bądź razie wchodzimy do Klubu, ja procedura: 1 lipiec 2014,godzina 13:50 wchodzimy do klubu z Kamilem Kunowskim celem opłacenia składek. Chłopak wybucha śmiechem. Pewnie dopiero w przyszłości przekona się do czego doprowadza nas życie. Składki ostatecznie po konsultacji z szefem zostały przyjęte. Wziąłem Kune by to on je wpłacił bo mi nie można było tego zrobić. W każdym bądź razie (bo przy rozmowie u Prezesa skończyliśmy) po kilku minutach rozmowy Prezes przekonuje mnie, że w ramach usunięcia mnie z Klubu mam rok pauzy więc za 6 miesięcy możemy wrócić do tematu. Eeee...? Wiecie czemu za 6? Bo będzie po wyborach. To śmieszne, że ciągle się mnie obawia. Wyszedłem z gabinetu.

Przekazałem sprawę zarządowi sekcji. W zasadzie Panom Suwała&Janik bo oni de facto rządzili sekcją w duecie. Rola Mianowskiego, Gołpysia i Marka została zmarginalizowana i decyzje podejmowali już tylko oni radząc się ewentualnie Pana Sobasa. Chociaż wątpię. Pan Suwała powiedział że załatwi. Kilka czy kilkanaście dni później oznajmiają mi, że mogę grać za co dziękuję i wyrażam wdzięczność. Wszak chodziło mi tylko o dobro Wawelu. Tłumaczyłem, że nie interesuje mnie polityka, że chcę grać i wygrywać. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że to prawdopodobnie blef. Tutaj sprawę muszę jednak postawić jasno i odwołać się do sumienia w/w Panów, którzy przekonują, że o mnie walczyli. Jeżeli naprawdę walczyliście to jest dla nas pole do porozumienia w przyszłości a ja jeszcze raz wyrażam wdzięczność i dziękuję. Jeżeli jednak nie to powinno Wam być trudno spojrzeć w lustro.

W ramach tego, że chce dobrze organizuje transfery. W tej rundzie dzięki mnie Wawel zasila np Harnik, który okazał się być znakomitym transferem i sam w pojedynkę utrzymywał przez długi czas WKS przy życiu. Ponadto dzięki mnie Wojskowych zasilają: Dziubek, Antos, Yoko, Dziadowiec i Brodowski. Przypomnę tylko, że w poprzedniej rundzie do grania załatwiłem Bąbę i Skoczka. Trener Cyniewski namówił do grania swoich byłych podopiecznych z juniorów Olimpicu, którzy od tego czasu nie grali w piłkę: Hareńczyka, Srokę i dopina wypożyczenie bramkarza Dudka. Zarząd załatwia transfery ale kończy się na jednym zawodniku, który po 2 treningach i jednym sparingu nigdy więcej nie pojawił się przy Podchorążych w innym celu niż zjedzenie kebaba w Tanti. Jestem blisko dopięcia kolejnych dwóch transferów, chodziło o powrót Janusa i transfer jego kolegi. Janus to mój kolega od dziecka i chociaż trener Cyniewski prosił mnie o dyskrecję w mojej sprawie - zapewne bał się, że drużyna się zbuntuje na wieść, że może być z moim graniem kłopot (nie zdawał sobie jeszcze wtedy sprawy jak bardzo ma mnie ona w dupie) - to musiałem mu powiedzieć o mojej sytuacji. Kamil miał przyjść do Wawelu by pomóc mi, to miała być przysługa dla mnie. Powiedział, że nie ma sensu by grał w Wawelu jeżeli mnie nie będzie. Taka solidarność mnie ucieszyła. Wiedział, że nie może zostać na lodzie dlatego znalazł sobie granie gdzie indziej. Jak więc widać potwierdziło się, że nie muszę mieć stanowisk by działać dla dobra Wawelu. Gdyby nie moje transfery (doliczamy młodzież) to trener Cyniewski nie miałby kim grać. Ja ściągałem zawodników nawet gdy wiedziałem, że są kolejnymi kandydatami do grania na mojej pozycji bo nie obawaiłem się rywalizacji. Rywalizacja w zasadzie wyzwala u mnie dodatkowe bodźce, czuję się znakomicie mogąc rywalizować o skład. Wszystko pod warunkiem, że jest uczciwie. Biorę poprawke na to, że każdy ma swoich pupilków ale zawsze tych pupilków koniec końców potrafiłem usadzić na ławkę. Do środka pomocy był już przecież Bąba, Skoczek i Kliś miejsc zapewne maksymalnie 3 a ja dołożyłem sobie Dziadowca, który w juniorach był moim koszmarem gdy jeszcze graliśmy przeciwko sobie i Dziubka. Nie zdawałem sobie jeszcze wtedy sprawy z tego, że do środka kandydatów Cyniewski znajdzie sobie więcej, wymienieni wcześniej i tak nie będą grać na środku bo najważniejszym kryterium będzie wzrost.

Już w czasie trwania sparingów zauważyłem, że nie dostaje szansy na swojej nominalnej pozycji i jestem wystawiany na skrzydło. Każdy kto mnie zna wie, że nie mam warunków do grania na tej pozycji. Rozmawiałem o tym z trenerem i obiecywał mi za każdym razem dać szansę w środku po czym i tak lądowałem na skrzydle a w środku grał każdy oprócz mnie i chyba jeszcze tylko Harnika. Generalnie mieliśmy dobry kontakt z trenerem. Zimą moja strona i kontakty okazały się być bardzo cenne gdy poszukiwaliśmy chociażby sparingpartnerów. Czasami do mnie dzwonił i rozmawialiśmy o wizji Wawelu i nadchodzącej rundy. Zdawało się, że mnie ceni i uważa za ważną osobę w szatni. Taka osobą wszak byłem, jednak moja pozycja musiała ulec pogorszeniu gdy permanentnie przesiadywałem na ławce. Co miałem powiedzieć takiemu Hareńczykowi, który w każdym meczu machał rękami? Przecież gdybym mu zwrócił uwagę to mógłby mi jedynie powiedzieć „zakmnij się wieczny ławkowiczu”. Kapitan na takie rzeczy był za miętki. Ale o tym później. Ostatecznie w środku dostałem szansę dopiero w dwóch ostatnich sparingach, pech chciał, że przed nimi chorowałem i w zasadzie nie miałem siły biegać, zwłaszcza, że ciągle mi dawał się we znaki poważny kaszel. Pierwszy zagrałem miernie ale w drugim pokazałem się już z bardzo dobrej strony. Sądziłem, że jestem mocnym kandydatem do grania, zwłaszcza, że swoją dyspozycję potwierdzałem na treningach. Czułem, że wracam do formy.

Pierwszy mecz z Prądniczanką zaliczam dopiero w 89 minucie i to pewnie tylko dlatego, że Dziubkowi rozwalił się but. Przede mną na boisko wchodzi między innymi prawie nie trenujący Pigulski i Gołpyś a nawet Dziadowiec, który stracił 4 tygodnie okresu przygotowawczego przez problemy zdrowotne. W środku pola między innymi stoper - Jachym. Drugi mecz na Tramwaju. W środku znowu Jachym, Dziubek a o Klisiu nie wspominam celowo bo to wszak środkowy pomocnik. Inna sprawa, że im dalej w sezon tym gorzej było z Karolem. Dziubek jednak w pierwszej połowie meczu zalicza około 40 strat a trener Cyniewski prawie dusi się od ciągłego przeciągania kurrrrrrrr po każdej kolejnej. Jestem pewny, że w przerwie każe mi się grzać. To nie następuje więc czekam na szansę bo Dziubek jak grał padline tak gra dalej. Przede mną na boisku jednak melduje się Brodowski z 2 jednostkami w okresie zimowym. Z przykrością przyznaje, że Broda rozczarował mnie swoim zaangażowaniem w Wawelu bo nigdy z nim nie grałem w WKSie (wiele potyczek naprzeciw siebie – zawsze solidny) ale opinie o nim względem sumienności miałem zgoła inne. Nie mam nic do Brody, ale to już było trochę za dużo jak dla mnie. Nie wszedłem nawet na minutę więc wkurzony opuściłem przedwcześnie obiekt. Zwłaszcza, że tak bardzo chciałem zagrać przeciwko Darłakowi. Obiecałem mu nawet, że go zeszmacę i nie miałem okazji. Karol przed meczem rozgrzewa się w pięknej koszulce z płynem do mycia naczyń. If you know what i mean. Niestety przywiózł aparat bez baterii i fotoreporter Khaleesi nie miała nawet czym tego uwiecznić.

Przy tej okazji wspomnę jak upadła zasada o nie wystawianiu zawodników, którzy się spóźnią na mecz. Taka zasada została zaordynowana przed ostatnim sparingiem. Wg niej ten kto się spóźni na zbiórkę usiądzie na ławie nawet jak był awizowany do pierwszego składu. W zasadzie problem pojawił się chyba już na pierwszym meczu gdy w szatni na czas było nas 11 (w tym dwóch bramkarzy) bez chociażby Mianowskiego. Nie było więc opcji na wdrażanie swoich własnych zasad. To też mnie boli bo zasady w moim życiu są bardzo ważne. W każdym bądź razie sytiacja się powtarza. 10 minut po zbiórce patrze po szatni no i wydaje mi się, że mam granie. Ostatecznie słyszę, że w pierwszym Dziubek, którego ciągle nie ma. Harnik spóźniony zresztą też w pierwszym. Ok nie obrażam się przecież. Nie raz siedziałem już na ławce i zamierzam swoje wywalczyć. Trenuje cały tydzień i o dziwo dostaję swoją szansę. Mecz ze Sportowcem. Wyrok - szpica. Znający mnie koledzy ze Sportowca się uśmiechają bo przecież ja się tam nie nadaję ale robię co mogę. Zgrywam zgodnie z zaleceniami piłkę do kolegów i odcinam granie bramkarzowi. Środek pola nie istnieje, skrzydła też więc w zasadzie nie mam pola do popisu. Po przerwie ląduje na skrzydle i całkiem nieźle radzę sobie naprzeciw Ziółki. Sam trener przed meczem przed nim uczula i mówi, że to nie świerszczyk a z jego ust jak wiedzą ci co go znają to spora nobilitacja. Po 60 minutach dostaje zmianę bo podobno nie mam siły. Hello to ja nie mam siły a ci co nie trenowali mają? To co spieprzyliśmy okres przygotowawczy?

Dalej. Rybitwy. Chyba się nie sprawdziłem bo znowu ława. W pierwszym wspomniany wcześniej Brodowski a w środku Dziadowiec. Po przerwie wchodzi na boisko Dziubek, którzy przyjechał na zbiórkę spóźniony i to rowerem przez cały Kraków. Przede mną na boisku melduje się znowu Pigulski a ja nie podnoszę się z ławki pomimo niekorzystnego wyniku a trener nie wykorzystuje limitu zmian.Czemu wspomniałem Dziadowca? To wszak środkowy pomocnik ale przez problemy zdrowotne (chodzi o pikawę) stracił połowę przygotowań. Miał być powoli wprowadzany ale grał pełne mecze. To było spore i nieodpowiedzialne ryzyko trenera. Dziadowiec w tym meczu prosi o zmianę w okolicach 70 minuty. Trener powtarza przed każdym meczem: nie masz siły, reką do góry, ma kto wejść. Tak robi i co słyszy? Wytrzymaj. Gdyby nie wytrzymał to na boisko musiałby wejść Mączyński. Przecież dużo słabszy i zaległościami treningowymi.

 Dalej robię swoje i mamy mecz z Błękitnymi. Gram w pierwszym dlatego, że nie ma połowy składu, który sobie zrobiła wolne. Majóweczka. Dokładnie to o czym pisałem w Akcie I.  Pozycja? Skrzydło. Po tym meczu nie gram w kolejnym bo miałem się nie sprawdzić. Tak trener mówił moim kolegom. Gram na skrzydle i tworzę wszystkie nasze okazje bramkowe i chociaż to nie moja pozycja to radzę sobie całkiem nieźle.

Nadwiślan to mecz dla mnie przełomowy. Siedzę w szatni, patrzę po ludziach, nie ma nas zbyt wielu a miejsce w środku niemal pewne. W zasadzie nie ma Mianowskiego więc ja de facto bardziej jestem już myślami przy opasce, która na mnie czeka niż przy tym czy zagram bo dla mnie to było oczywiste. Nie zrozumcie mnie źle bo nie mam manii opaski, ale zdaję sobie w przeciwieńśtwie do innych z wagi tego wyróżnienia. O opasce będzie zapewne osobny wątek więc wróćmy do meczu. Trener musiał się nieźle nagimnastykować by mnie posadzić na ławce i nawet widziałem to po jego minie gdy patrzył po szatni. Myślałem, że to problem jakościowy i stąd ten wyraz twarzy, jednak chodziło o to jakby zestawić skład by pominąć Mączyńskiego. Tak to później odczytywałem. W odwodzie pozostali mu tylko ściągnięci siłą prosto z melanżu Szegiera i Hareńczyk, których miało nie być ale, którzy musieli przyjechać ze względu na to, że rano posypał się trenerowi skład. Gdy ta dwójka melduje się na boisku przede mną coś we mnie pęka a gdy Bąba, którzy przyjeżdża w 70 minucie meczu by się przebrać robi to samo pewnym dla mnie staję się, że coś tu wyraźnie nie gra. Nie uderzam w Bąbe, wyjaśnić trzeba, że przyjechał z meczu swoich dzieciaków. Inna sprawa, że trener znowu wystawia go na skrzydło. Jeszcze raz – coś tu nie gra. W zasadzie ktoś. Pytanie czemu ma dwie opcje.

AKT IV

Opcja I. W tej opcji zakładam, że bliżej nieokreślony /ktoś/ kazał Cyniewskiemu odsuwać mnie od grania. Mógł to być Ludwig, który nakazał tak zrobić Suwale. Spotkał się kierownik z Prezesem i dyskutują. Dochodzą do wniosku, że nie ma mnie co usuwać bo narobię znowu bałaganu i nie będą mieli spokojnej roboty. Wszak Ludwig zdaje sobie sprawę z tego, że wyrzucenie mnie z Klubu było grubymi nićmi szyte. Być może ktoś z miasta dał mu znać, że kontaktowałem się wstępnie w sprawie mojego członkostwa, być może ma lepsze dojścia niż ja - tego nie mogę wykluczyć. Zaleca więc Suwale coś w stylu: dobra powiedz mu, że może grać to będziecie mieć spokój tylko każcie trenerowi, żeby go odsuwał od grania to sam w końcu zrezygnuje. Być może mógł to być też plan Janika i Suwały i wcale nie musiał naciskać na to sam Prezes. Suwała zdawał mi się być uczciwy. Kiedyś na meczu podobno ktoś z trybun krzyknął coś w moją stronę czego nawet nie wychwyciłem i tuż po meczu przyszedł mnie gorąco przepraszać za tego kogoś. Podobno jak twierdzą koledzy miał temu komuś zwracać uwagę. Chciałbym wierzyć w jego uczciwość ale ze względu na początek naszej znajomości trochę mi ciężko. Ostatecznie jej jednak nie wykluczam bo nasze relacje nie opierały się na takich zasadach jak teraz. Nigdy niczego mi nie obiecywał ani nie przekazywał do wiadomości. Nie wiem więc czy byłby skłonny do aż takiego aktorstwa. Mam nadzieję, że nie.

Opcja II to opcja w którą chciałbym wierzyć. Koniec końców byłaby dla mnie lepsza bo dzięki niej trener Cyniewski zachowałby dla mnie twarz. Nie ma dla mnie nic gorszego niż nieuczciwość. Prosiłem przecież trenera by dał mi znać jak coś będzie nie tak bym nie robił z siebie idioty. W tej opcji nie było nacisków a trener sam podjął taką decyzję. Wtedy nie ma mowy o nieuczciwości a jedynie o niesprawiedliwości i o tym, że kompletnie nie pasują mi metody treningowe i wyboru składu przez tego trenera. W środku pola jak już wspominałem w sparingach grywali wszyscy prócz mnie. W meczach mistrzowskich podobnie. Pomysł z ustawianiem Jachyma na środku był strzałem w stopę. Dawid ma inne atuty i napewno nie jest to nic co predysponuje go do gry w środku pomocy. Podobnie ma się sprawa z Pawłem Gołpysiem. Przecież to nominalni obrońcy. Trudno mi wierzyć, że nie grałem z powodów sportowych. Ja sam uważam się za najlepszego zawodnika Wawelu. Nawet jeżeli mam o sobie zbyt duże mniemanie (a to możliwe) to nawet jeżeli prawda leży gdzieś po środku to od nikogo napewno nie odstawałem. Przecież nikt mi nie wmówi, że lepszym środkowym pomocnikiem jest ode mnie Dawid Jachym czy Paweł Gołpyś. Jeżeli chodzi o innych środkowych pomocników to jest Dziubek, który.. no cóż może jeszcze nie doszedł do pełnej dyspozycji... W tej rundzie był fatalny. Skoczek i Bąba w zasadzie nie grali też w środku pola tylko na skrzydłach pozostaje więc Kliś. Wszyscy mamy swoje wady i zalety ale w momencie w którym był Wawel moje usługi w środku mogłyby być nieocenione. Gdy po Rybitwach pytam trenera co się znowu stało, że nie grałem mówi, że być może popełnił błąd ale to łatwo mówić po meczu. Rozmawiamy trochę i ja twierdzę, że wygląda to fatalnie a on na to: co ja mam zrobić? przecież to nie moja wina, że w tej drużynie nie ma środkowego pomocnika, który potrafiłby przytrzymać piłkę. Nic się nie odzywam tylko opuszczam gabinet ale sam nie wiem czy nie usłyszał gdy w środku coś u mnie wykrzyczało COOOO URWAAA?? Przecież właśnie mnie opisałeś. Jak można tak powiedzieć zawodnikowi, który nie gra a aspiruje do grania na tej pozycji? W środku w tej rundzie grał jeszcze Brodowski (kilkanascie mintu na Tramwaju), Dziadowiec (bardzo nieudany epizod na Rybitwach i lepszy w Zabierzowie) oraz Bętkowski, który tylko raz zagrał poprawnie i dał sporo od siebie, ale głównie mówimy tu o cechach wolicjonalnych.

 

Najważniejsze co tyczy się Rybitw. To ta drużyna była naprawdę - z całym szacunkiem do Was chłopaki bo po meczu przeszedłem i pogratulowałem Wam 3 punktów - BARDZO słaba. Nie chce pisać więcej ze względu na szacunek. Jestem przekonany, że wygrałbym ten mecz w pojedynkę. Naprawdę. Nie zrozumcie mnie źle. Nie uważam się za mega gwiazdę, w zasadzie sądzę, że jestem średnim kopaczem ale mam swoje niezaprzeczalne atuty, które na tą klasę rozgrywkową są ja znalazł. To atuty dzięki, którym mógłbym być bardzo ważnym trybem w tym kole zębatym. Nie mówię, że na bank utrzymałbym Wawel ale szanse na utrzymanie ze mną napewno były większe niż beze mnie. Jeśli zakładam, że wygrałbym w pojedynkę z Rybitwami to pewnie przy Podchorążych byłaby wciąż A klasa. Mówię była chociaż kto wie.. może będzie tylko kogo interesują rozgrywki "okołozielonostolikowe".Tą porażką trener Cyniewski zepchnął nas do B klasy. Można powiedzieć, że mecz z Kmitą był o życie. Ale punkty na Golikówce dałyby nam utrzymanie. Sam Paweł Suwała nawet to zauważył i sam mi o tym powiedział gdy się przypadkowo spotkaliśmy. Swoją drogą ciągle zastanawiam się czy jak ponownie się spotkamy to czy w ogóle poda mi rękę. Zobaczymy.

 

Nie mogłem z wielu względów siedzieć dłużej na ławce. Czułem, że coś tu jest nie tak. Przecież nie jestem takim świerszczykiem. Było mi wstyd jeździć po kolejnych stadionach. Znajomi się ze mnie śmiali. Nie zasługuje na to by siedzieć na ławce w ostatniej drużynie A klasy. W każdej drużynie poza dwoma pierwszymi miałbym zapewne pewne granie co mecz. Zresztą oferty z drużyn naszej ligi pojawiały się już latem poprzedniego roku i były ponawiane zimą. Byli chętni na moje usługi. Miałem również ofertę z okręgówki i sam nie wiem poco to pisze bo przecież nie ma się czym chwalić. Może chce byście zrozumieli, że nie była to dla mnie łatwa sytuacja bo jednak trochę poświeciłem przez ten czas swoim nazwiskiem. Przy okazji można powiedzieć, że nie poto walczyłem o Wawel by siedzieć na ławce. Bynajmniej nie dlatego, że odstaje od kolegów. W zasadzie pojawia się we mnie przekonanie, że na każdej pozycji poza skrzydłami i stoperem grałbym lepiej niż każdy inny desygnowany do grania przez trenera zawodnik. Na stoperze ciężko po słabo gram głową więc Miano i Rybka nakrywają mnie czapką. Na boku obrony nadrabiałbym doświadczeniem i ustawieniem taktycznym i nie prezentowałbym się gorzej od Mizera, czy Sroki. Środek skomentowałem a atak pozostawiał sporo do życzenia głównie przez wzgląd na to, że Hareńczyk ma siły na 15 minut meczu. Inna sprawa, że gdy nie istnieje środek ani skrzydła to napastnik nie jest w stanie nic sam zrobić. Zwłaszcza w 4-5-1.

 

Generalnie o personalia można mieć spore pretensje a trener Cyniewski zdawał się byc wyraźnie zagubiony. Przed sezonem, żeby mu się łatwiej pracowało na wstępie dałem mu listę zawodników z podziałem na pozycję i głównymi cechami itd. Chyba na złość mi postanowił wszystko ułożyć inaczej. Mianowski na stoperze a nie lewej obronie, Szegiera na skrzydle a nie na stoperze, Jachym w środku, Skoczek na skrzydle, Kuna na obronie a nie pomocy itd itd itd. Brak zajęć taktycznych, brak odpraw taktycznych. Wszystko składa się na marny obraz jego pracy. Taki Kuna gdyby nie ja to do dzisiaj by nie wiedział co to znaczy krycie strefy. Jego założenia taktyczne na mecz zaczynają się i końcą na "skracaj do środka i się nie podłączaj". A potem kurrrr jak go Szumiec wyciąga ze strefy w meczu z Błękitnymi. Mogę jedynie rozłożyć szeroko ręce.

 

Co skłania mnie do opcji nr 1? Chociażby fakt, że trener nigdy później do mnie nie zadzwonił. Wszak nie przekazałem mu, że rezygnuje. Ktoś mu o tym co prawda wspomniał bo wydałem oświadczenie na grupie by chłopacy wiedzieli w czym rzecz. Prosiłem by zostało między nami ale tak się nie stało. Kolejne ucho. W każdym bądź razie nie ma mnie tydzień na treningu co już powinno zapalać w moim przypadku lampkę. Zwłaszcza, że jak mnie nei ma to zawsze o tym informuję. Nie zjawiam się na zbiórce i przyjeżdżam na sam mecz robić relację. Trener nawet nie zagaduje tylko omija mnie szerokim łukiem. Nie dzwoni i pyta w czym rzecz. Cholera wszystko wskazuje na to, że mój los go nie interesuje bo jak to inaczej wytłumaczyć? Gdyby nie wykonał zadania to może chociażby udawał, że nie ma tego gdzieś? Próbuje trzymać szatnie tłumacząc ludziom, że on tak wiele dla mnie zrobił. Te zabiegi były niepotrzebne bo szatnia i drużyna w zasadzie się na mnie wypięła. Nie myślcie, że spodziewałem się Bóg wie jakiego bunty czy groźby nie wyjścia na mecz póki nie wrócę. Pytanie czy ktokolwiek podjął temat? Paru chłopaków z tego co wiem tak. Dosyć regularnie kontaktował się ze mną Bąba, Skoczek czy Kunowski. Chłopaki, których nie znam od lat i z którymi wypiłem niezbyt dużą ilość alkoholu. Koresponduje w zasadzie jeszcze z Klisie i Rybickim, którzy przyznają, że wg nich nie chodzi o aspekty sportowe. Najbardziej rzecz jasna zawiodłem się na naszej trójce z zarządu. Wcześniej nazwałem tą postawę zdradą. W przypadku Gołpysia to pewnie zbyt mocne słowo. Paweł przecież zawsze był wyciszony i jego rola w zarządzie dla mnie nie mogła mieć żadnego znaczenia. Ja jego sam widziałem w swoim zarządzie i jeśli pamietam to mu to zaproponowałem. Nie dlatego, że ma cechy przywódcy i lidera, który jest w stanie kryzysu się postawić. Dlatego, że jest pracowity i sumienny. Liczyłem na to, że w wielu sprawach będzie mnie w stanie odciążyć czy wspomóc bo to taki właśnie chłopak. Myślałem, też, że wykorzystam jego doświadczenie z różnych kółek studenckich w których sie aktywnie udziela. W każdym bądź razie w mojej sprawie nie kiwnął palcem, połączeń telefonicznych od niego brak.

Zostawiam go jednak. Jest jaki jest. Uważa, że jest dobrze i działa dla dobra ogółu. Papkę serwowaną przez ludzi z sekcji jadł dużą łyżką. Przekonałem się o tym kilka razy przy małych rzeczach ale machałem ręką bo chyba wierzył w to co robią. Dużo bardziej boli bierność Mianowskiego i Gilarskiego i nawet nie wiem od którego zacząć i czy mógłbym tutaj jakoś ich uszeregować pod względem kto bardziej mnie olał. Jasne, że ze zdradą przesadziłem, może chciałem by było kontrowersyjnie.

 

Mamy doczynienia z kapitanem i byłym kapitanem. Zacznę od tego pierwszego. Tomek to naprawdę wporządku gość, zajebisty jajcarz, którego poczucie humoru wręcz ubóstwiam. Szkoda tylko, że jego działalność właśnie zaczęła się i skończyła na kąsliwych komentarzach na naszej grupie. Miano nie ma za grosz cech przywódczych i nawet jakby ktoś w dniu meczu przyszedł i powiedział „mam w dupie Wawel grajcie se w dziesięciu” to by mu rzucił śmiesznym żartem zamiast strzelić w pysk. Czy mogę mieć do niego pretensje o to jaki jest? Wszak nigdy nie pretendował do (nomen omen) miana kapitana. Raz, że gdzieś podświadomie zdawał sobie sprawę z tego, że nie nadaję się do tej funkcji a dwa, że jego rola w konfliktach zawsze polega jedynie na wycofaniu a z tego co udało mi się kiedyś usłyszeć tak było od zawsze. Inna sprawa, że jego legendarne trenowanie też w pewien sposób wykluczało go z takiej roli. Jeżeli jednak już wziął to na siebie, bo przecież ostatecznie opaski mógł odmówic i skoro był w zarządzie to jednak jakąś rolę posiadał. Kontakty z trenerem więc mieć powinien. Powiem tak... 2 lata temu albo nawet rok temu do czegoś takiego by napewno nie doszło. Nawet Marek Gilarski potrafił zaatakować trenera gdy coś nie grało. Napisałem „nawet” ale prawda jest taka, że Marek zawsze potrafił siąść na trenera. To jasne, że to jego rola i wywiązywał się z tego. Podobnie chyba było z Kawskim. Zresztą szatnia jeszcze rok czy dwa lata temu a dziś to były zupełnei dwa różne ciała. Napewno nie przepadłbym wtedy bez słowa sprzeciwu jak w tym przypadku. Trener Cyniewski po raz kolejny pomylił się sądząc, że atmosferka w szatni to tylko głupie żarty i skoro się pojawiają to jest super. Wracając do Mianka to on nawet pewnego razu sam mi zasugerował słuszność mojego zawieszenia butów na kołku. Powiedział mi (żartem jak to on), że jak zawodnik X pojawi się na boisku przede mną to powinienem mocno rozważyć zakończenie kariery. Faktycznie się pojawił a ja postąpiłem w zasadzie zgodnie z jego sugestią. Ja juz pomijam brak telefonów i poważnych rozmów, dalej beka na grupie i nic się nie dzieje, jedziemy dalej. Nie oczekiwałem wszak, że pójdzie do Cyny i chwyci go za gardło, spodziewałem się, że zapyta, namówi do powrotu a w razie odmowy postara się załagodzić sytuację. Przez fakt, że tak się nie stało doszedłem do wniosku, że mógł być ze mną problem w sekcji a Mianek jako, że nie chciał się wychylać to nie zamierzał mnie ani bronić ani informować. Być może dobrze wiedział, że trener poprostu realizuje zadanie..? Smutne jest tylko to, że wypiłem z tym gościem chyba całkiem przyzwoitą ilość alkoholu a od takich ludzi oczekuję większej solidarności niż od innych.

 

Marek Gilarski z kolei olał mnie jeszcze cieplejszym moczem. Totalnie niewyobrażalna sytuacja. Pierwszy mecz na, którym zamiast grać (znaczy w którym siedzieć i gnić na ławce) to stoję z boku i robię relację. Marek przyjeżdża spóźniony wita się ze mną i pyta „czemu nie grasz”. Ja rzucam, że zrezygnowałem, tak czekając aż go zaciekawi temat. On rzuca jednak tylko „aa właśnie słyszałem coś....idę się przywitać i przyjdę później”. Odchodzi w stroną Janika i Suwały a potem posłusznie zmierza do Cyniewskiego i nawet nie wraca aż do końca meczu. Gość z którym alkoholu też trochę wypiłem z którym w Wawelu przechodziłem przez te parę lat różne chwilę, który wydawał mi sie być naprawdę uczciwym człowiekiem ma kompletnie w dupie czy ja gram czy nie. Myśle sobie ok, powiem mu co myślę. Jednak pewnego razu odczytuje redakcyjną skrzynkę i jego wiadomość. Czasami mi je wysyła. W zasadzie lubię je czytać sporo trafnych spostrzeżeń ale również dziennikarskich rad. Wszak Marek to spora dziennikarska (znowu nomen omen) marka w Krakowie, cieszę się więc, że mogłem korzystać z jego doświadczenia. Zazwyczaj mu odpisywałem ale ten tekst tak mnie dobił, że zaniechałem. Czekałem do końca sezonu by powiedzieć mu osobiście w czym rzecz. Nie chciałem w trakcie sezonu robić problemu. Zresztą czekałem też na moment, w którym w końcu zaciekawią go moje motywy, albo, że dojdzie do wniosku, że ze mną na boisku mogłoby być lepiej. Nic z tych rzeczy. Nie będę przytaczał całej wiadomości jednak po raz kolejny zauważa, że gdyby nie odszedł z Wawelu to nei byłoby zamieszania a odszedł w zasadzie również przeze mnei chyba. Zrozumiałem w czym rzecz. Oświeciło mnie. Marek był poprostu zadowolony z tego, że być może moje dni w Wawelu się kończą. On zupełnie inaczej chciał rozegrać sprawę z Ludwigiem. Drużyna się zbuntowała a ja zostałem swego rodzaju liderem buntu. Marek nawet rzucał opaską mówiąc, że nie chce być kapitanem. On czasem zachowuje sie jak małe dziecko, ludzie poparli mnie i Bartka Kawskiego a nie jego więc się obraził. Uważał, że źle rozgrywamy sprawę latem i był zdystansowany. Niby wyjaśniliśmy sobie tą sprawę i mówił, że jest za nami ale wydaję mi się, że odczuwa satysfakcje. On przez to wszystko postanowił odejść, teraz ja przez to wszystko być może będę musiał zrobić to samo więc rachunki wyrównane. Marek zadowolony. No bo jak inaczej to tłumaczyć? Żaden kolega by tak nie zrobił a zainteresowanie mną wyrażali dużo dalsi koledzy niż Marek, który chociaż nie utrzymujemy stałych kontaktów wydawał mi się być jednym z bliższych mi ludzi w Wawelu. Wszak grono zaangażowanych stale się ostatnio pomniejszało. Krąg ludzi, którym ufam mocno się zawęził. Wypadło z niego sporo dodatkowych osób. Wczoraj dzwoniłem w pewnej sprawie do kilku ludzi, którym ufam i wykonałem 3 telefony. To smutne.

Krzysztof Kamil Baczyński.. ostatnio go dużo czytam... 

 

Sezon skończył się jak skończył i rozpisywać się nad tym zbyt długo nie ma sensu. Ostatecznie z 24 osobowej kadry zostało trenerowi Cyniewskiemu na ostatnim meczu 13 ludzi. Zapewne z różnych względów. Najpoważniejszą wystawkę zaliczył Antos i Dziubek, którzy nie zjawili się na meczu i wyłączyli telefony pomimo, że jeszcze dzień wcześniej umawiali się na transport spod Klubu. Czy można było to przewidzieć? Zapewne tak. Mówiłem Panu Suwale przy okazji załatwiania transferów, że płacenie za przejestrowanie ich z Mazowieckiego jest obarczone sporym ryzykiem bo wiąże się z kosztami a gwarancji ich sumienności nie ma bo nie raz studenciak przychodził i znikał. Najlepszym przykładem jest jeden taki co wyłożyli na niego prawie 1,5 tys (bo z 4 ligi) a nie dość, że nic nie grał i łapały go skurcze po 60 minutach gry to jeszcze zniknął po kilku kolejkach. Mówię więc Suwale, że lepiej by sami zapłacili za siebie wtedy prędzej się przyłożą. Mówie o praktyce jaka była, że sekcja płaciła 50/50 i miała zwracać drugą część jeśli po roku dalej będą w Klubie. Mówię też, że to trochę nie wporządku wobec tych, którzy faktycznie kiedyś zapłacili. Taki Bętkowski wyłożył dobre pare stów na swój transfer z Clepardii, podobnie za rejestracje płacili chociażby Kliś czy Jachym a ostatnio przecież Bąba. Pan Suwała trochę sie poirytował chyba, że wracam mu uwagę – tak to odczułem i powiedział bym nie gadał głupot. Mówił, że najwyżej odbiją sobie przy transferze. Jak pójdą do pipidówki to nikt kasy nie wyłoży a pewnie nie będą grać przez rok i pójdą gdzie zechcą a kasa utopiona i kasy ni ma.

 

Inna sprawa, że za sytuacje też odpowiada Cyniewski bo wokół kogo wolelibyście budować drużynę? Wokół ludzi związanych emocjonalnie z Wawelem na których jak wiadomo zawsze można liczyć i którzy wiele Klubowi poświęcili czy na takich, którzy są jedynie znakiem zapytania? Symetria jest prosta między mną a Dziubkiem. Ja uważam się za 10 x piłkarsko lepszego od niego ale nawet jeśli tak nie jest i jesteśmy porównywalni to na kogo? Nawet jeśli założe czysto surrealistycznie, że jestem trochę słabszy (bo niższy?) to dalej większość wskazałaby na mnie. Takie stawianie sprawy w krótkim kresie czasu doprowadziło Wawel do upadku. Dosłownie.

No i co dalej? Gdzieś się temat tej opaski jeszcze ciągle przewija, więc nim przejdziemy to tej bardziej nostalgicznej części to jeszcze kilka słów o niej. Dla mnie kwestia opaski kapitańskiej to zawsze było coś więcej niż sztywna wytyczna, że kapitanem musi być najstarszy zawodnik w drużynie. W zasadzie jestem zwolennikiem opcji, w której drużyna sama w głosowaniu wybiera swojego kapitana. Dla mnie idealnym kandydatem jest ktoś kto posiada kilka ważnych cech. Wiek, doświadczenie, umiejętności, znaczenie w drużynie/szatni/klubie, staż, obecność na zajęciach i umiejętności rozwiązywania konfliktów. Idealnie by było gdyby wszystkie te cechy miały poziom najwyższy – tak było np. w przypadku Bartka Kawskiego. No i rzecz jasna wola takiego zawodnika. Możemy oczywiście się zgodzić, że Tomek Mianowski posiada większość tych cech ale eliminuje go kategoryczny brak chęci piastowania takiego stanowiska oraz pernamentna rola wycofanego w sytuacjach konfliktowych. Problem obecności na treningach jest już nieaktualny.

Jeżeli nie Tomek to w zasadzie nikt inny nie posiada tych wszystkich cech. W takim wypadku byłby zwolennikiem wyciągnięcia średniej z tych wszystkich cech o których powyżej. Wszystko to w moim odczuciu wskazywało na mnie a nawet wierzyłem, że w razie wyborów i braku akcesu Tomka na tą funkcję koledzy zagłosowali by za mną. Trener Cyniewski pochodzi ze szkoły trenerów, którzy sami sobie wybierają kapitana. Tak też wskazał na Tomka Mianowskiego, który ta nominację przyjął. O tym, że nie był to najlepszy wybór przekonaliśmy się wszyscy kilka miesięcy później ale nie chciałbym być źle zrozumiany. Wcale nie zazdroszczę ani nie mam manii opaski jak już pisałem wcześniej, sądzę jedynie, że ja jako kapitan rozwiązałbym wiele spraw inaczej – lepiej.

Jednak już w zimie dostałem pierwszy sygnał, że coś jest nie tak. Dopiero po kilku miesiącach zrozumiałem co generalnie miał znaczyć ten fakt, bo wcześniej totalnie go zbagatelizowałem. Przed jednym sparingów na którym nie było Tomka (chyba pierwszy zimowy sparing) trener zamierzał wybrać kapitana na to spotkanie (nie pytajcie mnie poco kapitan na sparingu bo nie wiem). W każdym bądź razie wszedł do szatni i pytał chłopaków „to kto kapitanem bo nie ma Mianka”? W szatni lekki szum ale chyba Paweł Gołpyś wskazuje na mnie jako najstarszego. Trener rzucił jedynie „nie, Szewa nie może być” – wyraźnie zmieszany i koniec końców doszliśmy do tego, że będzie to Paweł Szpetnar. Popierałbym tą kandydaturę. Brakuje mu wieku i większego doświadczenia ale jest butny, najlepszy piłkarsko i przedewszystkim posiada status wychowanka. Szkoda, że rozwalił to kolano w czasie sparingu bo być może wszystko w sezonie potoczyłoby się inaczej. Tak czy siak trzymam kciuki za jego rehabilitacje i mam nadzieję, że wbrew zapowiedziom wróci do grania w piłkę.

Zastanawiacie się dlaczego ‘Szewa nie może być kapitanem w czasie sparingu’? Czy mogłoby to kogoś rozzłościć? Dla mnie zbyt wiele wskazuje na fakt, że wszystko było od początku ustawione.

ZAKOŃCZENIE

Samo zakończenie piszę kilka tygodni po pierwszych aktach. Chciałem nabrać dystansu do tego wszystkiego i zaczekać czy ktoś wykona jakieś gesty. Mierzyłem się z komentarzami i wsłuchiwałem się w uwagi ale również pochwały i gratulacje. Czuję, że totalnie się oczyściłem i jest mi z tym dobrze. Mógłbym porównać to do skorzystania z toalety po wielogodzinnej podróży.Wielu ludzi poznało realia panujące w Klubie za czasów Prezesa Ludwiga i bardzo mnie to cieszy. Żałuję, że poprzednie władze sekcji do których mi tak czasem tęskno nie zdecydowały się na opisanie historii kontaktów z Prezesem pomimo, że szumnie to zapowiadali w swoich oświadczeniach. To by dopiero była historia... Pewnych rzeczy, które padły w tekście, żałuję a pewnych nie. Być może mogłem napisać inaczej lub wcale ale co się stało to się nie odstanie. Mogę jedynie przeprosić tych, którzy zostali urażeni moim tekstem. Jeżeli nie mieli nic złego na sumieniu to jest mi przykro, zupełnie inaczej jeżeli miałem rację - wtedy kij Wam w nery.

Tak czy siak nie skontaktował się ze mną nikt z zainteresowanych i nie wyraził chęci na dyskusję w temacie. Być może zdają sobie sprawę, że jest bezzasadna bo wiedzą, że mnie zawiedli a w innych przypadkach zwyczajnie oszukali. Na myśl o starych czasach przychodzi mi podobna aczkolwiek o innym kalibrze sprawa z zarządem sekcji pod przewodnictwem Rafała Niesłuchowskiego. To prawda, że od zawsze byłem krytyczny ale od zawsze chciałem dobra Klubu, poszanowania i dotrzymywania umów. Tak naprzykład mocno uderzałem w tamten zarząd za zmianę herbu Wawelu dla celów marketingowych Wawelu. Całe zielone logo raz, że było obrzydliwe a dwa, że godziło w tradycję stuletniego klubu. Tak samo oberwało się Petermanowi, gdy nie dotrzymał gentelmeńskiej umowy z odchodzącym z Klubu Janusem. Co zrobił wtedy zarząd sekcji? Komisja dyscyplinarna? Sąd kapturowy? Odsunięcie mnie od grania rękami trenera? Zadzwonił i zaprosił na rozmowę. Siedliśmy w pokoju 106 i rozmawialiśmy o tym co jak i dlaczego. Zrozumieliśmy swoje rację a Rafał gdy zorientował się, że jestem gościem, któremu o coś chodzi zaproponował mi nie tylko miejsce w zarządzie sekcji ale doceniając mój wkład w rozpowszechnianie informacji w sieci, również możliwość prowadzenia stronę akademii. Sugerując nawet jakiś rodzaj pieniężnego wynagrodzenia w ramach tego projektu, wszak zdawał sobie sprawę, że kosztowałoby to mnie jeszcze więcej niż do tej pory gdy zajmowałem się jedną drużyną. Przecież drużyn młodzieżowych nie było ledwie 3 jak to ma się dzisiaj.

Mogłem narzekać na tamten zarząd i wytykać mu błędy, jednak dzisiaj najzwyczajniej w świecie tęskno do tych czasów. Walczyli z Prezesem Ludwigiem na tyle skutecznie, że udało się zbudować naprawdę solidną akademię piłkarską, która odnosiła swoje sukcesy. Pierwsza drużyna również mogła funkcjonować jak należy. Powiedzenie „szanuj szefa swego bo możesz mieć gorszego” już kilka tygodni po ich rezygnacji weszła w życie. Wystarczy porównać sobie chociażby zakończenie sezonu w sekcji zaproponowane przez tamta ekipę do obecnego. Wystarczy kilka obrazków a słowa stają się zbędne.

Jeden ze znajomych powiedział mi, że tym felietonem w zasadzie zamykam sobie drzwi w Wawelu. Wtedy jeszcze tego tak nie traktowałem, bo byłem świeżo po wydaniu pierwszych aktów i jedynie cieszyłem się z oczyszczenia. Wydawało mi się, że zostawiam uchylone drzwi bo nie wykluczałem możliwości rozmowy o tym materiale z właściwymi ludźmi. Pisałem przecież o możliwości  dogadanie się w ramach jednej z opcji. Do żadnych rozmów jednak nie doszło co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że miałem rację sądząc, że sprawa jest grubszymi nićmi szyta. Brałem nawet pod uwagę nowy start w przypadku przyznania się do „winy” i zapomnienia o sprawie w razie przeprosin. Byłem gotowy zewrzeć szyki w kampanii przeciwko największemu szkodnikowi w Klubie – Prezesowi Ludwigowi a pomysłów na odsunięcie go od władzy u mnie nie brakowało. Na to wszystko już jednak za późno i potwierdzam doniesienia mówiące o tym, że w przyszłym sezonie będę reprezentował barwy innego klubu.

Nie oznacza to, że sprawy Wawelu i jego dobra zostawiam za sobą. Na dzień dzisiejszy nie ma poprostu dla mnie miejsca a to co obecnie dzieje się w Klubie, na co w ogóle nie mam wpływu doprowadza mnie wręcz do rozpaczy. Bardzo bym chciał wierzyć, że sprawy zmierzają w lepszym kierunku ale rzeczywistość jest zupełnie inna. Wszystko stoi na głowie a WKS zmierza w stronę totalnego upadku. Nie mówię tu tylko o pierwszej drużynie, która w moim prywatnym odczuciu nie ma zbyt dużych szansa na awans. Dosłuchując nowin transferowych dochodzę do wniosku, że kandydatów do awansu przybywa w zasadzie z każdym tygodniem. Zbroi się wszak nawet niezbyt poważnie traktowany przez niektórych (zapewne ze względu na nazwę) Topór Aleksandrowice. Totalnej degrengoladzie ulegają również drużyny młodzieżowe i jestem w stanie wyobrazić sobie bez większego problemu sytuację w której za rok o tej porze przy Podchorążych nie będzie ANI JEDNEGO dziecka.

Trenowałem w ostatnim czasie poza obiektami Wawelu w paru klubach, najczęściej blisko miejsca swojego zamieszkania. Muszę napisać o jednej rzeczy, która większości z Was wydaje się być zwykła i normalną a która dla mnie miała duże znaczenie. Nie znajduje się ciągle w najlepszej dyspozycji i jeszcze trochę minie nim wejdę na wyższe obroty. Prezes Klubu, w którym trenowałem nie przestawał jednak naciskać mnie na transfer. Mówiłem, że się zastanawiam bo nie wiem co przyniesie los a dodatkowo na poważnie brałem pod uwagę możliwość dołączenia do jednego z rywali Wawelu w B klasie. Taka mała słodka zemsta, chęć pokazania trenerowi Cyniewskiemu co stracił, bo nie przestaję uważać się za najlepszego środkowego pomocnika jakiego miał do dyspozycji. Te naciski Prezesa były dla mnie czymś o czym zapomniałem. To naprawdę miła odmiana być przez kogoś zachęcanym do gry w Klubie po tym co ostatnio mnie spotykało w Wawelu, gdzie prawie każdy miał ochotę mnie kopnąć w dupę. W zasadzie większość osób „rządzących” zgliszczami po tym Klubie takowe gesty wykonywała. Nie mówię tu tylko o sądzie kapturowym i wszystkich innych aspektach kontaktów z Prezesem nad Prezesy ale nawet o kopniakach Będkowskiego czy wspominanego wcześniej Nowaka. Sam fakt obecności Prezesa na treningach, znajomości imion zawodników już był dla mnie wręcz szokiem i czymś czego tak dawno nie doświadczyłem. Dlatego po niedzielnym treningu dałem mu zielone światło do załatwiania transferu chociaż sam nie wiem jak to się wszystko zakończy. Być może ktoś będzie chciał mi w Klubie zrobić na złość i nie zdaje sobie sprawy z tego, że nie zrobi na złość mi tylko sobie.

Jeszcze nie tak dawno nie wyobrażałem sobie zmiany Klubu i sądziłem, że zostanę do końca swych „piłkarskich dni” w Wawelu i być może doczekam lepszych czasów. Liczyłem się z tym, że Wawel kiedyś odzyska swój blask i będzie grał tak wysoko, że nie starczy moich umiejętności. Myślałem, sobie, że będę zatem reprezentował jego rezerwy.. naprawdę wsiąknąłem i chociaż jestem wychowankiem Clepardii (której również dziękuję, za możliwość podjęcia treningów) to przy Podchorążych odnalazłem swój drugi dom. Tymbardziej szkoda, że zostałem z niego wykopany i to w taki sposób, mając ciągle świadomość, że zrobiłem więcej dobrego dla tego Klubu niż ci wszyscy ludzie razem wzięci.

Jak już pisałem nie zostawiam sprawy Wawelu samej sobie. Jeżeli nic w tym Klubie nie zacznie działać jak należny to być może wprowadzę w życie jeszcze jeden plan jego uzdrowienia. Jest to duża sprawa o której nie będę pisał publicznie – kilka zainteresowanych osób wie co mam na myśli. Nie mam już żadnych oporów czy hamulców. Nie muszę myśleć co sobie pomyśli ten czy tamten, nie muszę kalkulować czy jak zrobię to czy tamto to czy za chwilę ktoś mi nie zrobi na złość i będzie jeszcze gorzej niż jest.

Ktoś i tak może napisać, że szkodę klubowi, być może faktycznie niektóre publikacje nie służą interesom obecnego zarządu sekcji. Pytanie czemu mam się przejmować ich interesami skoro ich nie obchodzą moje? Pytanie czemu mam być życzliwy sprawie z której mnie wykopano? Pytanie czy to ja zrobiłem reklamę Petermana na oficjalnej stronie czy oni? Przecież o takiej bulwersującej sprawie trzeba napisać. Ktoś znowu powie, że nie ma dzieci w Wawelu przez Mączyńskiego bo o tym napisał. Fakt jest inny, oni zaprosili dzieci do akademii Petermana. Ja przecież nie wymyślam plotek, nie piszę rzeczy, które się nie wydarzyły, na naszym serwisie nigdy nie naginaliśmy faktów. Można powiedzieć, że jestem Wawelowym Maxem Kolonko – poprostu „mówię jak jest”. Kraków.

Mimo wszystko życzę Wawelowi jak najlepiej, mam nadzieję na szybki powrót do A klasy chociaż kompletnie w niego nie wierzę. Mam nadzieję na odbudowę drużyn młodzieżowych, chociaż kompletnie nie widzę podstaw do tego by sądzić, że będzie lepiej. Mam nadzieję, na to, że uda się usunąć z fotelu Prezesa Piotra Rajmunda Ludwiga, chociaż kompletnie nie wierzę w to, że Paweł Suwała byłby w stanie wystąpić przeciwko niemu. Udowadniałem już jednak nie raz, że posiadam spore pokłady ślepej wiary. Często się udawało i miejmy nadzieję, że będzie tak również tym razem. Zapewniam wszystkich, że Wawel pozostaje w moim sercu. Oczywiście cały czas pozostaje blisko zespołu i będziemy się spotykać w miarę możliwości na ligowych meczach. Nie zawieszamy działalności.

Nie ma mowy o zawieszaniu działalności. Być może teraz, gdy nie ma mnie już de facto w klubie czy szatni pewne puste głowy otworzą oczy i w końcu do nich dotrze, że nie byłem i nie jestem jedynym redaktorem tego serwisu. Być może dopiero teraz zrozumieją, że relacje z meczów, na których nie byłem to nie moje dzieło. Być może teraz zrozumieją, że nie piszę newsów w trzeciej osobie. Nasza strona stała się bardzo ważnym miejsce w internecie dla wielu fanów Wawelu, których zapewniam nie brakuje w naszym mieście a których mamy również w wielu zakątkach świata. Wobec kompletnej pustki informacyjnej jaką proponuje zarząd klubu i sekcji jesteśmy wręcz zmuszeni do kontynuowania swojej pracy i nie ustaniemy w niej.

To jak to leciało Marku? Nasza wiara niezachwiana...? Pozdrawiam.

 

MARCIN „Szewa” MĄCZYŃSKI #10

 


  • Komentarzy [16]
  • czytano: [4968]
 

autor: pseudopilkarzyk 2015-06-27 11:51:26

Profil pseudopilkarzyk w Futbolowo Od dawna wpadam na tę Waszą nieoficjalną stronę by poczytać co tym razem Was boli i za każdym razem jestem coraz bardziej zdumiony tym co można tutaj zobaczyć.
Jesteście chyba najbardziej "medialną" drużyną w całej Małopolsce. A Wasza wiara zwłaszcza ta niezachwiana czasami przybiera abstrakcyjną formę. Potrafiliście wierzyć w sukces utrzymania nawet wtedy gdy na 4 kolejki przed końcem mieliście 14 pkt straty do bezpiecznego miejsca i przegrywaliście wysoko kolejne mecze. Matematyczne wyliczanki, motywowanie się na stronce, liczenie na korzystne wyniki w innych meczach... Prawda jednak jest taka,że zasłużenie znaleźliście się na końcu tabeli i pewnie gdyby nie wycofanie się Armatury bylibyście na ostatnim miejscu.


autor: pseudopilkarzyk 2015-06-27 12:00:48

Profil pseudopilkarzyk w Futbolowo Smród w okół drużyny seniorów Wawelu jaki zrobił się rok temu gdy związek postanowił wspomóc Was finansowo przez rundę jesienną do dziś ciągnie się za Wami. Każdy klub ma swoje problemy, wycofuje się wiele drużyn z rozgrywek ligowych. Czemu zatem Wawel zasłużył na taką matczyną opiekę związku? Bo to klub z tradycjami? Bo grał w lidze? Bo występowało tam wielu dobrych piłkarzy? Tak, to wszystko prawda ale kogo obchodzi to np. w takich Bibicach na przykład czy Sułkowicach? Wspominasz o tych klubach w swoim eseju a raczej wylewanych żalach na forum. W czym jest "gorsza" Bibiczanka czy Gościbia czy trzysta innych klubów od Wawelu? W tym,że nie występowali w 1,2 lidze?
Ale ta Bibiczanka, Gościbia czy mały klub z Podkarpacia potrafią sami sobie radzić ze swoimi problemami.


autor: szewanton 2015-06-28 18:43:24

Profil szewanton w Futbolowo Hej. Dzięki za komentarz. W zasadzie nie zdarza się to zbyt często. Faktycznie czasem przesadzamy z nadmiernym optymizmem ale "nasza wiara niezachwiana" głosi jedno z haseł. Zgadzam się z prawdą. Znaleźliśmy się zasłużenie w Bklasie. Co do smrodu. Wawel to marka a nie chodziło o problemy finansowe bo ich nie było. Tylko o to, że Prezes chciał zniszczyć piłkę. Odsyłam do artykułu "Grabarze Wawelu". Związek zrobił to by nie dać Prezesowi wyjścia przez co Wawel został uratowany. Co do małych Klubów. Napisałem, że je szanuję i że wiele rzeczy funkcjonuje pewnie lepiej niż tu. Różnica polega na tym, że Wawel to marka. To duma grać dla tego klubu (chociaż wielu tego nie rozumie). Jadę na wakacje na drugi koniec Polski i mówię, że gram w Wawelu i wszystko jasne. To znany Klub z historią i tradycj


autor: Gerrard89 2015-07-03 13:24:09

Profil Gerrard89 w Futbolowo Przeczytałem całość. Pamiętam Cię, kupowałem od Ciebie pamiątkową czapkę - mam sentyment do tego klubu, później zagraliśmy sparing, na którym lekko mówiąc, z dopiero powoli budowaną naszą c-klasową drużyną (Universum), szału nie robiłeś. Nie wiem jak było w środku, chociaż pamiętam zawsze te wewnętrzne klubowe problemy i samego Nowaka, ale czytając ten tekst uważam, że w pewnym stopniu sam jesteś sobie winien, jak i cały Wawel. Co to znaczy "uważam się za najlepszego zawodnika"? U mnie goście z tego typu podejściem są pierwsi do odstrzału z klubu. To raz. A dwa. To ubolewanie nad klubem z tradycjami - z całym szacunkiem i sentymentem - jest rzeczywiście żałosne. Macie własne boisko, a mzpn sponsoruje Wam sędziów.


autor: Gerrard89 2015-07-03 13:33:37

Profil Gerrard89 w Futbolowo Co ma powiedzieć nasz klub, w którym sami za WSZYSTKO płacimy. Wynajmujemy boisko, opłacamy sędziów, licencje i inne rzeczy. Kupujemy sprzęt, stroje. Jest składka. Trudno sprowadzić i zachęcić nowych zawodników, ale mimo wszystko to się krystalizuje, bo ludzie chcą po prostu grać. Jest kadra, idziemy powoli do przodu. Nie mamy sponsorów, dotacji, jakichkolwiek udogodnień. Zapierdzielamy w zimie po ciemku na nieoświetlonych orlikach i daje to spore efekty. Ludziom po prostu trzeba chęci. I bardzo frustrujące jest to, że taki klub, jak nasz (pewnie też byś go obśmiał jak Bibiczankę), musi łożyć na Was do MZPN. Macie wszystko na tacy i nie potraficie się po ludzku dogadać, Ty szukasz jakichś spisków, winisz wszystkich dookoła.


autor: Gerrard89 2015-07-03 13:35:23

Profil Gerrard89 w Futbolowo Chyba sam nie bardzo już wiesz o co Ci chodzi. Przynajmniej z tego tekstu nic takiego nie wynika.


autor: Gerrard89 2015-07-03 13:51:09

Profil Gerrard89 w Futbolowo Nawiasem mówiąc: "I niech pomni kto ma dobro ogólne na celu, że jedność, duch zgody to siła Wawelu..."


autor: szewanton 2015-07-03 19:13:45

Profil szewanton w Futbolowo Część. Dzięki za komentarz. Michał jak sądzę? Jeżeli przeczytałeś felieton i wcześniejsze newsy to zapewne sporo wiesz o tym jak było w środku. Było dokładnie tak jak opisywałem. Co do sparingu to ze mną w składzie w drugiej połowie zaaplikowaliśmy Wam 6 bramek. Trudno się gra z takim rywalem, który nie istnieje na boisku a do ataków włączają się z nudów stoperzy. W zasadzie blisko 20 minut przestałem na stoperze. Uważam się za najlepszego zawodnika tego klubu i nie widzę w tym nic oburzającego. Skoro takich zawodników potraficie odstrzelić to jednie tłumaczy miejsce w którym się znajdujecie (C klasa). Zrozum, że ja nikogo nie obśmiewam ale jeśli nie widzisz różnicy między Universum a prawie 100 letnim klubem z tradycjami to ciężko o rzeczową dyskusję


autor: szewanton 2015-07-03 19:17:02

Profil szewanton w Futbolowo Jeżeli jesteśmy przy wątku MZPN'u. To dobrze zapewne wiesz, że nigdy nie chodziło o kasę. MZPN zrobił to żeby wybić im z głowy pomysł likwidacji seniorów, które było kwestią "widzimisię". Zresztą pomimo tego o czym piszesz to zapewne u nas koszty grania w Wawelu mogły być porównywalne jeżeli weźniemy pod uwagę koszty transferów czy rejestracji. U Was te koszty odchodzą bo nikt z przeszłością ligową się do grania nie zgłasza. Co do kasy u Was jeszcze. To kto Ci broni szukać sponsorów? Kto Ci broni zrobić grupy młodzieżowe i startować o dotacje? Pół roku opłacania sędziów było warte tego by 100 letni klub przetrwał. To też nie moja wina, że ten serwis czyta tylu ludzi, dzięki czemu można zarobić na reklamie a Wasz niekoniecznie bo nikogo poza Wami nie interesuje. To ra różnica o której pisał


autor: szewanton 2015-07-03 19:20:04

Profil szewanton w Futbolowo Chęci nikomu tutaj nie odmówisz ale dużo trudniej jest działać gdy chcą Cie zniszczyć niż gdy sam rządzisz dla siebie. Możecie zrobić składkę i zdecydować o tym co się z Wami stanie. U nas i tak decydują ci którzy nienawidzą piłki bądź są na układzie z kimś albo pocoś. Powinieneś doskonale sobie zdawać z tego sprawę. Ja pozostaje jednak dobrej myśli i mam nadzieję, że niedługo spotkamy się na boisku. Pozdrawiam


autor: Gerrard89 2015-07-03 23:28:30

Profil Gerrard89 w Futbolowo Widzisz, to jest to co Was zjada właśnie. Megalomania. Myślicie, że 100 lat tradycji i legendarna nazwa wygrywa mecze i czyni Was lepszymi. Jesteśmy jednak tu i teraz, a nie 50 czy 100 lat temu. Mi nie chodzi o umiejętności, ale o jakąkolwiek pokorę, szacunek, klasę. A umiejętności trzeba zaprezentować na placu. Odstrzelamy po prostu gwiazdorów, u których obserwujemy przerost formy nad treścią. I o tym tylko chciałem nadmienić. Trochę dziwnie brzmi "jestem najlepszym zawodnikiem tego klubu." w porównaniu ze statystykami. Z eseju również wynika, że trener ma jednak nieco inne zdanie. Co do klasy C to też trochę nie tak, a i tu bym się nie śmiał grając w tym momencie jedynie o szczebel wyżej. Musicie zrozumieć, że w tym momencie sama magiczna nazwa Wawel nie rzuci rywali na kolana.


autor: Gerrard89 2015-07-03 23:40:51

Profil Gerrard89 w Futbolowo Ja wiem doskonale gdzie nasz klub się znajduje i jak jest, a raczej póki co, nie jest rozpoznawalny. Tylko wyraziłem swoje zdanie na temat sponsoringu z MZPN uznając to za rzecz absurdalnie nieuczciwą.I nie podoba mi się Twoja pogarda. Co do transferów to też się mylisz. Nas też one kosztują niemało, zwłaszcza ludzi z innych ZPNów - ale zasada jest prosta. Każdy płaci za siebie, jak chce grać. I jednak jest nas tam trochę z jakąś ciekawą przeszłością, a zakładanie z góry, że bierzemy ludzi z ulicy i budek z piwem to właśnie kolejny przejaw wspomnianej megalomanii :) Jednak wiem też jak w Wawelu bywało wcześniej i jakie przedziwne zależności tam są. Ale życzę Wam wszystkiego najlepszego, dużo pracy i chłodnych głów. A na boisku na pewno jeszcze się spotkamy ;)


autor: szewanton 2015-07-04 15:11:31

Profil szewanton w Futbolowo Nie bardzo rozumiem dlaczego odbierasz mi prawo do poczucia swojej wartości, próbujesz mi się odgryźć za ten tekst a widziałeś mnie przez 45 minut w meczu bez historii, w którym grałem będąc na antybiotyku. Dodajesz do tego moje statystyki. Z tego sezonu jak sądzę w którym w zasadzie nie pojawiałem się na boisku ze względu na politykę. Zaglądnij do wcześniejszych sezonów biorąc też pod uwagę fakt, że drużyna była 5 razy mocniejsza a jej czołowe postacie dzisiaj nie podnosiły się wtedy często z ławki. Nigdzie nie napisałem, że ktoś się ma przed nami kłaść. My robimy swoje i ciężko na to pracowaliśmy w latach poprzednich. Opisuje jak ciężko budowana drużyna, która niebawem miała się włączyć do walki o awans został zniszczona przez ludzi, którzy gardzą piłką.


autor: szewanton 2015-07-04 15:16:18

Profil szewanton w Futbolowo C klasa to liga w zasadzie amatorska. Oczywiście, że możesz widzieć to przez różowe okulary i nie odbieram Ci prawa do wyrażania swojej opinii i nadziei na to, że Wasz Klub zmierza w dobrym kierunku. Nawet tego życzę. Rzecz w tym, że przegraliście 8-0 nawet nie z Wawelem tylko z pozostałością po drużynie, która tu była budowana. Można, rzecz, że z rezerwą. Chluby więc to nie przynosi i tylko pokazuje jaka przepaść dzieli wspomniane poziomy. Nie ma u mnie żadnej pogardy. Tylko świadomość dla jakiego Klubu było dane mi grać. Nigdzie nie napisałem, że 100 lat tradycji i legendarna nazwa czyni nas lepszymi. Lepsi byliśmy na boisku więc wystarczy. Gra dla tego Klubu to przynajmniej dla mnie był zawsze zaszczyt, gdyby większość ludzi tak do tego podchodziła to może byłoby inaczej... pozdrawiam


autor: kibic20111 2015-07-04 15:44:33

Profil kibic20111 w Futbolowo Chłopie poniosło Cię i to zdrowo. Nie przeczytałem Twych żali w całości bo tylko totalny idiota uczyniłby to. Masz nieźle nawalone pod garem, trzeba Ci to przyznać. Bez urazy oczywiście ale nikt normalny i o zdrowych zmysłach nie zrobiłby czegoś podobnego.
Jeśli jesteś tak wybitnym piłkarzem dostaniesz angaż w każdym klubie od 4 ligi co najmniej w dół. Po co walczysz z wiatrakami, ośmieszasz się esejami tutaj? Nie lepiej zająć się grą w bardziej normalnym klubie a zamiast spędzać czas wypisując swe żale, spędzić go miło ze swoją dziewczyną? Przeczytałeś to co wyprodukowałeś tutaj? Nie dość,że wybitny piłkarz jesteś to jeszcze nieskazitelny człowiek! Niewiarygodne!!!
Naprawdę chłopie poszukaj dobrego specjalisty bo psycha Ci siada nie na żarty.


autor: Gerrard89 2015-07-06 11:21:41

Profil Gerrard89 w Futbolowo Po prostu, raz jeszcze z zupełnie chłodną głową przeczytaj swój esej i wyciągnij logiczne wnioski. Niczego nie odbieram. C-klasa jest ligą amatorską, b-klasa również. Ale kolega też ma rację, klubów jest wiele, możesz odejść i pokazać swoje umiejętności. Jest np. KS Wieczysta, również klub z tradycjami, KS Zwierzyniecki - oba na nieco wyższym, ale bliskim poziomie.


Musisz się zalogować, aby dodawać komentarze.

Najbliższe spotkanie

W najbliższym czasie zespół nie rozgrywa żadnego spotkania.

Reklama

Kalendarium

28

03-2024

czwartek

29

03-2024

piątek

30

03-2024

sobota

31

03-2024

niedziela

01

04-2024

pon.

02

04-2024

wtorek

03

04-2024

środa

Losowa galeria

Wawel-Krakus Swoszowice 07/08/2013 fot. Agnieszka
Ładowanie...

Najnowszy film

TS Węgrzce Kubiak vs Darłak

Wyszukiwarka

Logowanie